sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 24

Patrzył na całą zaistniałą sytuację z dziwnym poczuciem winy w oczach.
- Przyszedłeś po coś konkretnego Kai?! - Nathaniel był podirytowany.
- Tak, mam dość ważną sprawę - wyjaśnił, nie spuszczając oka z Carmen. - Chodzi o Doriana - nalegał, aby Jordan poświęcił mu chwilę, zamiast maltretować słabe ciało blondynki, które przygniatał..
Dziewczyna spojrzała na swojego ciemiężyciela z obrzydzeniem w oczach. Przypomniała jej się scena masakry jej bliskiego przyjaciela, van Winteen'a. Ostatkiem sił zepchnęła go z siebie, po czym skuliła się w kącie łóżka. Przelotnym, smutnym wzrokiem chciała wymusić jeszcze większe poczucie winy w Kai'u. Gdyby nie jego obrzydliwa zdrada, dziś mogłaby cieszyć się przybyciem Christiana do obozu.
- Zostań tu grzecznie, mój promyczku - powiedział Jordan i chwycił jej kostkę.
Patrzyła dokładnie jak zapina łańcuszek, gdy wyszedł, próbowała znowu się z nim mocować. Wszystko na nic. Nie mogła pojąć, jak to jest skonstruowane.
Zrezygnowana, pogrążyła się w rozmyślaniach, jak wyrwać się z tego piekła.

~*~

- Co jest? - spytał, zamykając drzwi do sypialni Carmen.
- Uciekł - odpowiedział bez ogródek Kai.
Błękitne oczy Nataniela zapłonęły gniewem. Nienawidził, gdy coś nie szło po jego myśli. Wpadał w czystą furię, a to oznaczało kolejne ofiary. 
- Wytłumacz to - rozkazał, opierając się o balustradę.
Wpatrywał się w szerokie schody holu. Nie mógł w to uwierzyć.
- Wyskoczył z pierwszego piętra, w nocy.
- Nikt nic nie usłyszał? - Z pozoru głos Jordana był spokojny, jednak to w środku wszystko się gotowało.
- Był w zachodnim skrzydle, nikt nie przypuszczał, że w ogóle się obudzi. - Ton Kai'a nie przekonywał blondyna.
- Musimy zmienić kwaterę - zarządził i szybko zbiegł na dół, klnąc pod nosem.

~*~
- Wszyscy ubolewają nad tym, że Carmen zaginęła, a ty tworzysz...
Nie odwrócił swojego wzroku od płótna nawet na moment. Nie słyszał w jej głosie pretensji, bardziej zrozumienie, którego ostatnio mu brakowało. Był zły na siebie, że zaczynał jej ulegać. Po pewnym czasie znowu traktowałaby go jak psa. Może to lubił? Bardzo często się nad tym zastanawiał. Jego masochistyczne serce nie dawało mu spokoju.
- Ines, proszę wyjdź - powiedział szeptem.
Ból, to dało się słyszeć w jego melodyjnym głosie. 
- Naprawdę chcesz, żebym wyszła? - spytała, stając tuż przy nim.
Poruszała się jak kot. Nawet nie zauważył, kiedy tak szybko zmniejszyła dystans między nimi. I nie chodziło teraz jedynie o przestrzeń...
- To może ty mi powiesz, czego chcesz? - zapytał. - Od mojej skromnej osoby - dodał, kreśląc mocne kontury zielonych oczu na powstającym obrazie.
- Towarzystwa - odpowiedziała. - Teraz tak źle się dzieje - głos jej się łamał.
Odwrócił się gwałtownie na kręconym taborecie. Spojrzał na nią z dziwną determinacją. Skuliła ramiona czekając na jego krzyk, ostre słowa, obrzydzenie. 
Przechylił głowę, zastanawiając się, gdzie zaginęła Ines, prawdziwa Ines. Najwidoczniej siła psychiczna ma swoje granice.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć? - Zmarszczył brwi.
- Rozpadam się - oznajmiła, a jej oczy zaszły mgłą.
Nienawidził, gdy ktokolwiek sypał się przy nim. 
- Czy ktoś ci grozi?
Pokręciła przecząco głową, po czym powiedziała:
- Wyrżną nas i tak wszystkich, nie będzie kraju, będzie jedna wielka wojna, chaos, zobaczysz...
- Nie mów tak. - Zaczął już panikować, widząc jej mokre policzki.
Nie mógł ścierpieć łez, czyichkolwiek, a zwłaszcza van Roth. Cholernej van Roth, która obudziła w nim dawne uczucia.
Przeczesał palcami swoje blond włosy.
Był tak samo przebrzydły i okropny jak ona. Zagłuszył pustkę w swoim sercu radosną Vivi, która na chwilę wypełniła próżnię bez dna. Na chwilę...
- Po co tu przychodzisz, obnażasz swoje słabości?! - krzyknął, wstając.
- Bo nie mam już nic innego. - Schowała twarz w dłonie. - Nie mam już nic innego oprócz skruchy i bólu w sobie...
- Nonsens Ines! - Chwycił jej nadgarstki, odciągnął od zapłakanego oblicza i zmusił do spojrzenia w jego zimne oczy.
- Wtedy, gdy przyszłaś do kaplicy poruszyłaś coś we mnie, nie mogłem jeść, spać, ani funkcjonować, bo myśli o twoim zachowaniu wyżerały mnie jak kwas - powiedział oskarżycielskim tonem. - Nie mogłem związać się z cudowną dziewczyną, bo tęskniłem za smyczą, jaką miałem, gdy kochałem ciebie.
Ines zastygła ze zdziwienia.
- Więc nie pierdol mi tu o bólu, bo nie wiesz jak to jest upaść z miłości. - W tym momencie puścił jej ręce.
Kątem oka zauważył, że zostawił jej czerwone ślady. Usiadł przy sztaludze i odetchnął głęboko.
- Możesz zostać - powiedział łagodniej. - Ale mi nie przeszkadzaj - rozkazał, wracając do pracy.
Usiadła po turecku na jego łóżku. Mogła podziwiać skupienie, wymalowane na jego twarzy. 
- Jeśli wiercisz mi dziurę w czole wzrokiem, to to też zalicza się do przeszkadzania - mruknął, trzymając jeszcze nieodpalonego papierosa ustami.
Milczała, ale nie przestała się wpatrywać. Była zamyślona.
- Jak myślisz, znajdą Carmen i Doriana? - spytała, oplatając rękoma swoje kolana.
- Christian nie da za wygraną, jeśli chodzi o blondi. - Tylko w taki sposób był w stanie ją pocieszyć.
- Jeśli na jej miejscu byłaby Vivi, walczyłbyś? - padło kolejne pytanie z jej ust, mimo że wcale nie chciała znać na nie odpowiedzi.
- Jestem jej to winien - odpowiedział bez ogródek. - Cholera - warknął, wycierając coś szmatką na płótnie.
- No tak, przecież ją kochasz. - Uśmiechnęła się do siebie. - Naprawdę się cieszę, że w końcu odnalazłeś szczęście - ozwała się, wstając z pościeli.
Spojrzał na nią, zdumiony tym, co mówi. Ines van Roth się nie poddaje, Ines van Roth nie oddaje tak łatwo tego, co należało niegdyś do niej. Nie widział fałszerstwa, aktorstwa w jej obliczu.
- Nie będę już cię niepokoić, właściwie to dzisiaj przyszłam się pożegnać - powiadomiła, wykręcając palce ze zdenerwowania. - Pojutrze jestem eskortowana - dodała.
Czekała na jego reakcje. Stał z pędzlem w dłoni. Jego spojrzenie było pełne konsternacji.
- Nienawidzę cię Ines - powiedział psychopatycznym tonem. - Nienawidzę, że wciąż cię kocham...
Podszedł do niej szybkim tempem, ciskając pędzlem w kąt. Pochwycił jej, spuchnięte od płaczu, policzki, spojrzał głęboko w oczy i pocałował.
To nie był zwykły pocałunek, to była jedna wielka zachłanność. Pchnął ją z powrotem na pościel. Początkowo zachwycał się jej sprawnymi wargami, jednak szybko zszedł na łabędzią szyje Arystokratki. Nic się dla niego nie liczyło, nie pragnął niczego więcej, jak tylko dać jej przyjemność.

~*~
Schodziła powoli, opierając się o balustradę. Sam ją wezwał, na uroczystą kolację. Cóż za zaszczyt. Złapała się pod piersiami, dziwny ból pulsował w jej płucach. Coś w rodzaju kolki. Dostrzegając przy podstawie schodów Kai'a, zacisnęła szczękę. Nie mogła pozwolić sobie na to, aby zauważył, że coś jest nie tak.
Ochoczo przyjęła zaproponowane przez niego ramię, aby się podeprzeć. Milczeli, krocząc ku dużej sali. Carmen rozglądała się bacznie, zastanawiając się, gdzie też oni ją przetrzymują. Wystrój wskazywał na jeden z bogatszych budynków, a raczej rezydencji, mieszczących się w obozie. Ale przecież ich były dziesiątki...
- Och Carmen, jak zwykle zachwycasz - ozwał się Nathaniel, podchodząc do blondynki z białym winem w kieliszku.
- A ty jak zwykle...przyprawiasz mnie o wymioty - odpowiedziała równie cukierkowym tonem.
On uśmiechnął się tylko szerzej. Takiej reakcji się spodziewał. 
- Usiądźmy do stołu.
Carmen odetchnęła z ulgą, słysząc te słowa. Było jej słabo, nie czuła się za dobrze.
W jadalni zasiadło z piętnaście osób. Kilka twarzy kojarzyła z kampusu. Arystokracja z niższej półki. Żaden z nich nie miał szansy na jakieś sensowne stanowisko, toteż wiadome było, dlaczego się tu znaleźli.
Carmen, jedząc ochoczo potrawkę z kurczaka zdołała wywnioskować, że jutro zmieniają miejsce pobytu. Miała szansę uciec, musiała to wykorzystać.
- Wyglądasz strasznie blado - powiedział jeden z mężczyzn, siedzący jako drugi po prawej stronie blondynki.
Uniosła ku niemu wygasłe spojrzenie. Była zdziwiona, że kogokolwiek obchodzi jej zdrowie.
- To osłabienie, minie, kiedy podamy jej właściwe leki, do tej pory jest na naszą rękę, że ledwo się porusza - wytłumaczył Nathaniel, po czym popił swoje słowa dużą ilością wina.
Nagle poczuła jak ręka Kai'a przysuwa jej coś do uda. W pierwszej chwili chciała odsunąć się, piszcząc z obrzydzenia, ale powstrzymała się, czując coś metalowego. Nie patrząc na niego, wzięła obiekt i schowała dyskretnie za paskiem sukienki.



__________________________________
Jak już przeczytaliście, znów wznowił się wątek Ines i Etan'a :) Jakoś lubię opisywać losy tych nietypowych odmieńców.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Jeśli tak, to podziel się swoją opinią w komentarzu :)
A.Wilk










11 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. W sumie jak zawsze :D

    Czekam na dalszy ciąg. Chcę się dowiedzieć coś więcej o Etanie i Ines. I jestem ciekawa reakcji Vivi. Mam nadzieję, że to co Kai dał Carmen to był kluczyk albo jakaś broń. O matko. Jakie ja mam wymagania :D

    Życzę weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze! Trzeba ode mnie wymagać, bo jak się nie wymaga to kicha jest :D
      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  2. Wiedz, że nadal tu jestem i czytam o losach bohaterów NS <3 Tak samo jak jestem z Tobą na Wattpadzie. Pamiętaj, że nawet jeśli się nie odzywam, to wspieram Twoją twórczość!
    Pisz, twórz, rozbawiaj, zachwycaj innych swoją pasją. I się nią ciesz!
    Pozdrawiam,
    ` Ro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Julcia, ja to czuję całym moim serduszkiem <3 Dziękuję, że jesteś od początku. ;*

      Usuń
  3. cudowny rozdział :) nie mogę się doczekać kolejnego ^^ pozdrawiam i weny życzę !! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział ! Czekam na kolejny *-*
    PS: Zapraszam do mnie !
    http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń