Przebudziła się w nieznanym jej pomieszczeniu. Rozkojarzona,
dopiero po chwili zorientowała się, że jest w jakimś szpitalu. Była przebrana w
czystą koszulę nocną. W rogu sali stała biała komoda, a po drugiej stronie
parawan, tego samego koloru. Pokój, zimny i nieprzyjemny, budził w niej wielkie
obawy. Dziewczyna spuściła nogi na podłogę i chwiejnym krokiem podeszła do
lustra, które rozciągało się na całą długość prawej ściany.
Zobaczyła w niej niską blondynkę o bławatkowych oczach,
pełnych ustach i małym, lekko piegowatym nosie. Przekrzywiła na chwilę głowę,
aby zrzucić niesforny kosmyk na przyzwoitą pozycję. Nigdy nie uważała siebie za
ładną, co najwyżej przeciętną.
Przyuważyła, że przed jej łóżkiem leży tabliczka „Carmen von
Ronovan”. Od bardzo dawna nie używała tego tytułu, prawie zapomniała z jakiej
jest rodziny. Przypomniała sobie dom dziecka tego dnia, gdy stała się dziwna
rzecz. Szła korytarzem do swojego pokoju. Gdy uchyliła drzwi, zobaczyła trzech
mężczyzn w granatowych mundurach z elementami jaskrawej czerwieni, jeden z nich
trzymał broń. Podeszli do niej, coś mruknęli, ale nie pamiętała do końca co, i
wstrzyknęli jej jakieś świństwo w rękę, potem była tylko ciemność.
Przestraszyła się, że
może ktoś chce ją skrzywdzić. Podbiegła do ciemnych drzwi i zaczęła nerwowo
szarpać klamkę, jednak w tym samym czasie ktoś pchnął je w wewnętrzną stronę.
Dziewczyna odskoczyła trzy kroki dalej. Do sali wszedł wysoki chłopak. Miał
krucze, poczochrane włosy, wygolone na bokach, błękitne oczy i
charakterystyczny kolisty kolczyk w wardze. Jego twarz nie wyrażała niczego
szczególnego, za to Carmen wyglądała na panicznie wystraszoną. Jego wytatuowana
dłoń zamknęła z powrotem drzwi. Skrzyżował ręce na piersiach i zmierzył ją
chłodnym spojrzeniem. Stała niema i bezbronna, czekając na to co powie, jednak
on milczał. Podszedł do łóżka i dopiero wyczytał męskim, niskim głosem:
- Carmen von Ronovan. – Spojrzał na nią przenikliwie, wprost
oceniająco.
- M-mogę wiedzieć, o co chodzi i co ja tu… - Urwał jej słaby
głos gestem dłoni.
- Wszystko powoli i po kolei – powiedział poważnie. – Od
razu mówię, że to nie jest moja codzienna robota, tłumaczenie nowicjuszom tego,
co tutaj robią i dlaczego. Po prostu nikt inny nie miał czasu. Rząd naszego
kraju zarządził siedem lat temu stworzenie stref, w których mogą szkolić młode
osoby, takie jak ty. Celem szkolenia jest stworzenie inteligentnego
społeczeństwa, które za kilka lat stworzy nowe, silne i zorganizowane państwo.
– Carmen nie bardzo mogła wszystko zrozumieć, ale nie przerywała chłopakowi,
wydawał się surowy i ponury, do tego wyglądał na bardzo silnego, głupotą byłoby
się mu narażać.
Dziewczyna podkurczała nerwowo palce u nagich stóp, gdy
tłumaczył jej kolejne sprawy.
- Mniej więcej skończyłem, ubierz się, będę czekał na
korytarzu. – Wyszedł pozostawiając ją samą i zdezorientowaną.
Jest w jakimś zamkniętym obozie, nie zna nikogo, nie
wiadomo, co ją czeka. Blondynka odnalazła czyste ubrania na miniaturowej
komodzie. Szybko przyodziała za parawanem jasne jeansy i czarną koszulę, bose
stopy wsadziła w zwykłe, granatowe trampki. Chciała za wszelką cenę odgonić
mroczne myśli, które nawiedzały ją za każdym razem, gdy przypominała sobie
karawaniarski wygląd chłopaka. Był tajemniczy, nie ufała mu, za chwilę wyszła na opustoszały korytarz. Ściana
w jej pokoju, okazała się lustrem weneckim. Patrzyła tak przez chwilę na swoją
salę, rozmyślając, dopóki nie przywrócił jej do rzeczywistości chrząknięciem.
Gdy wyszli ze szpitala, wrażliwe „szafiry” Carmen zamknęły
się machinalnie, dostając pociski z naturalnego, słonecznego światła. Do jej
oczu w ekstremalnym napłynęły łzy.
- Wzruszenie? – zapytał, uśmiechając się ironicznie.
- Nie, po prostu…Moglibyśmy pójść gdzieś w cień? –
Przecierała powieki.
- Za chwilę będziemy w kampusie – odpowiedział, prowadząc
ją.
Gdy przyzwyczaiła się w połowie do jasności, zauważyła wiele
budynków. Co dziwne, nie było żadnych asfaltowych dróg, jedynie świeżo
skoszona, zielona trawa. Po dwóch minutach drogi pieszo, oczom Carmen ukazał
się wieżowiec, liczący około 30 pięter. Z drzwi frontowych wylewała się masa wesołych,
młodych osób, ubranych w mundurki.
- Z racji tego, że jesteś wcześniej niż twój rocznik, nie
masz jeszcze pokoju. Przez dwa miesiące będziesz miała jakąś współlokatorkę –
oznajmił sucho. Był w stosunku do nowej bardzo formalny i dorosły, mimo że miał
tylko niecałe dziewiętnaście lat.
- Rozumiem – powiedziała posępnie, gdy weszli do budynku.
Szybko znaleźli się w windzie. Carmen stanęła w przeciwnym
rogu, niż on.
- Istnieją cztery kasty, czyli przydziały. Arystokracja,
Wojownicy, Naukowcy i Artyści, ty należysz do najmniej licznej grupy, czyli
Arystokracji – rzekł, patrząc jej prosto w oczy, szukając odrobiny zrozumienia.
- W jakim przydziale jesteś ty? – spytała, opierając się o
ścianę windy, krzyżując ręce na piersi.
- Wojownicy
- Wszyscy z waszej kasty są tacy sztywni i ponurzy? – pyskata Carmen pozwoliła sobie na tę uwagę, unosząc dumnie podbródek i
szczerząc zęby.
Chłopak uśmiechnął się pobłażliwie, kręcąc głową z
dezaprobatą.
- Radzę ci, droga Carmen von Ronovan, trzymać niewyparzony
język za zębami, bo gdy jeden puzzel nie pasuje do całej układanki, jest
usuwany – odpowiedział dobitnie, gdy wrota windy otworzyły się na przedostatnim
piętrze – Ostatnie drzwi po prawej – mruknął do niej, na co wyszła szybko
czerwona jak burak.
Zdobyła się jeszcze na taką bezczelność, aby odwrócić się i
spojrzeć mu prosto w oczy, gdy jego muskularna sylwetka znikała w drzwiach
windy. Carmen uchyliła białe drzwi i weszła nieśmiało do środka. Nie było
nikogo. Pokój w pierwszym wrażeniu wydał się Carmen bardzo ładny. Kakaowe
ściany przyozdobione były pięknymi obrazami, białe meble w stylu retro dodawały
niesamowitego uroku wnętrzu. Na ciemnych panelach królował fioletowy dywan z
wysokim włosiem. Pod dwoma oknami stały łóżka, jedno było w kompletnym chaosie.
Carmen podeszła i usiadła na skraju idealnie zaścielonego, miękkiego łoża, okna
miały bardzo szerokie parapety, toteż rozłożono na nich puchowe maty i poduszki
po dwóch stronach.
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wleciała chuda,
wysoka blondynka o mroźnych, szarych oczach. Ubrana w strój sportowy, widocznie
spocona spojrzała lekko zdyszana na intruza. Uśmiechnęła się szeroko i podeszła
z wyciągniętą dłonią, mówiąc:
- Emma Purcelle, ale dla znajomych po prostu Viana lub Vivi,
kasta Wojowników. Będziemy współlokatorkami, przez dwa miesiące – powiedziała
entuzjastycznie.
- Carmen – uścisnęła dłoń, lekko zawstydzona.
- Słyszałam, że miałaś do czynienia z moim starszym bratem,
Christianem – rzekła, robiąc kwaśną minę. – Od razu przepraszam za niego, jeśli
powiedział coś niestosownego. – Podeszła do sporej szafy, szukając ubrań na
przebranie.
- Nie szkodzi, umiem odpyskować – zaśmiała się.
- Spodziewałam się jakiejś damulki, gdy usłyszałam, że mam
mieszkać z osobą pochodzącą z rodziny Arystokracji – przyznała się, spoglądając
na przybyłą.
- Daleko mi do takiej wersji – uświadomiła jej Carmen.
Nowa od razu polubiła swoją współlokatorkę, była życzliwa i
pełna życia, choć jej wygląd temu przeczył. Oczy, pomalowane czarnym cieniem,
tego samego koloru strój sportowy w pierwszym wrażeniu przytłoczyły
Arystokratkę. Viana na początku sprawiała wrażenie surowej i szorstkiej jak jej
brat.
- Vivi, twój brat powiedział, że jestem wcześniej, niż mój
rocznik, co to dokładnie oznacza? – spytała Carmen, siadając na parapecie i
podkulając kolana pod brodę.
- Przeciwnicy idei naszego rządu postanowili wymordować
żyjące dzieci Arystokratów, aby powstanie nowego państwa nie było do końca
możliwe. To wy macie podjąć po szkoleniu rządy. Nie do końca sama wszystko
rozumiem, ale tak to mniej więcej wygląda. Dla twojego bezpieczeństwa
sprowadzili cię wcześniej – wyjaśniła.
- Viana, a czy ty nie
powinnaś przybyć do „obozu” w styczniu, tak jak wszyscy? Jesteśmy przecież z
tego samego rocznika.
Dziewczyna posmutniała nagle, przez co Carmen miała wyrzuty
sumienia, że być może zadała niewłaściwe pytanie.
- Jestem tu już od dwóch lat, ponieważ nasz dawny obóz, w
którym mieszkałam z moim bratem od dziecka został… Został zaatakowany przez
wrogie wojska. Ci, którzy przeżyli zostali przeniesieni tutaj – odpowiedziała
cicho, spuszczając chmurne oczy w dół.
~*~
Christian wszedł na salę treningową, od razu otoczyła go
grupka kolegów.
- Jak poszło? – spytał jeden z nich, wysoki blondyn, bardzo
wysportowany.
- Co, jak poszło? Normalnie – odpowiedział Christian,
podchodząc do bieżni. – Odebrałem, zaprowadziłem do kampusu i tyle.
- Kto to jest w ogóle? – Do grupki podeszła czarnoskóra
piękność, również wysportowana.
- Dziewczyna, Arystokracja, wkurzająca. Tyle wystarczy? –
Podkręcił tępo biegu.
- Ładna? – Blondyn dołączył do Christiana na sąsiedniej
bieżni, gdy wszyscy się rozeszli.
- Czy ja wiem… - mruknął Purcelle, wzruszając ramionami.
- Czyli ładna jak diabli – zaśmiał się.
- Daj spokój Will, to przecież Arystokracja, rozpieszczone
dzieciaki, nie mój typ – odpowiedział smętnie.
~*~
Rano dziewczyny zeszły na dół do ogromnej stołówki.
- Carmen, tu jest twoja rozpiska zajęć na dzisiaj. – Vivi
podała jej świstek papieru. – Przestań tak miętolić tę spódniczkę! – skarciła
nową.
Dziewczyna nie czuła się dobrze w szkolnym mundurku. Krawat
dusił ją pod szyją, koszula była szorstka, a blond kosmyki uciekały z jej
amatorskiego kłosa. Od Arystokracji wymagano schludnego, eleganckiego wyglądu.
Jednym słowem Carmen poległa już na pierwszym zadaniu. Wzięły tacę ze swoimi
posiłkami. Purcelle była ubrana w obcisłe, czarne rurki i granatową koszulkę z
logo jakiegoś rockowego zespołu. Cała kasta Wojowników wyróżniała się ciemnymi
strojami i ciężkimi, wojskowymi butami. Naukowcy, podobnie jak Arystokracja,
przyodziani byli w mundurki. Jedynie artyści wyglądali najbardziej
cywilizowanie, choć zdarzały się wyjątki… Bardzo osobliwe wyjątki.
- Musimy niestety się rozstać, jesz przy tamtym stoliku, ze
swoją kastą – Vivi wskazała Carmen palcem jakiś mniejszy stolik, przy którym
siedziała tylko piątka osób. – Powodzenia.
Carmen ruszyła z tacą, starając się nie zwracać uwagi na
krytyczne spojrzenia Naukowców i pogwizdywanie męskiego grona Wojowników.
Usiadła na wolnym miejscu, posyłając uśmiech wszystkim, którzy już siedzieli.
- Cześć, jestem Carmen – powiedziała głośno.
Obecni spojrzeli po sobie, jakby usłyszeli coś dziwnego.
Potem zawiesili wzrok na blondynce, sprawiając, że poczuła się zakłopotana.
Zrobiła coś nie tak?
- Pomyliłaś chyba stoliki, musisz usiąść z tamtym rocznikiem
– wskazał jej pewien rudowłosy chłopak.
Dziewczyna zaczerwieniła się ze złości. Jak śmiał ją
wygonić? Wzięła swoją tacę w jedną rękę, wstała gwałtownie z krzesła i przeszła
trzy kroki dalej, do sąsiedniego stolika. Rzuciła nerwowo tacę i usiadła z
impetem na krzesło.
- Czy tutaj wolno mi siąść?! – spytała na patrzących.
- Oczywiście Carmen – powiedział melodyjnie brązowooki,
bardzo przystojny chłopiec, siedzący tuż obok. Uśmiechnął się do blondynki. –
Jestem Dorian.
- W takim razie smacznego, Dorianie – mruknęła, podsuwając
się.
Zauważyła wzrok Christiana, który siedział w rogu z
kolegami. Patrzył, rozbawiony najwidoczniej całą sytuacją. Był bardzo irytujący
w oczach Carmen.
- Księżniczka się oburzyła – szepnął do kolegów, patrzących
na nową piękność jak w malowany obrazek.
Po skończonym posiłku blondynka wyszła ze stołówki i spojrzała na rozpiskę.
- Literatura 9:10 sala 453 – powiedziała na głos.
Poczuła, że ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się
gwałtownie i ujrzała…
Hej :) Mam nadzieję, ze rozdział was nie zanudził, bo jest to rozdział wprowadzający.
Liczę na waszą opinię w komentarzach i obserwację :D. Następny rozdział pojawi się w tygodniu :)
Pozdrowionka ;*
A.Wilk
Ps. Jest możliwość dodania anonimowego komentarza, jeśli nie macie konta Google.
*POPRAWIONY* (21.02.2015)
Chyba jesteś moją bliźniaczką hahah bo pierwsze poważniejsze opowiadanie jakie pisałam zaczynało się właśnie w szpitalu - zimnym, nieprzyjemnym szpitalu :D. Pierwszy rozdział cholernie mi się podoba. Tego oczekiwałam właśnie :). I ta cząstka tajemnicy pod koniec hehe. Będę teraz się zastanawiała kogo Car mogła ujrzeć. Postrach krów w betoniarce.
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana, ze jesteś ze mną już tak długo i mnie znosisz jeszcze :D
UsuńSuper! :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz <3
UsuńWspaniały rozdział. Masz talent. <3 ~ Ann
OdpowiedzUsuńA gdzie tam xDD
UsuńDziękuję za komentarz <3
Tak jak mówiłem wcześniej, interesująca i trzymająca w niepewności... Masz talent, a bezczelność ze strony innych nie powinna stać na przeszkodzie aby go rozwijać �� czekam na więcej... Jak na razie pierwszy rozdział jest bezbłędny... Zabawny i wciągający... Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuń