wtorek, 27 października 2015

Rozdział 22

- Carmen, zaraz zaczyna się parada! - krzyczał, łomocząc w drzwi.
Odpowiadała mu tylko głucha cisza.
- Wejdę bez pytania, nawet jeśli jesteś w samej bieliźnie! - zaśmiał się. - Albo i bez - dodał ciszej do siebie.
Pchnął drzwi i wszedł do środka. Świetliste pomieszczenie było puste. Porozrzucane rzeczy i niezaścielone łóżko świadczyło, że gdzieś się spieszyła. Zajrzał jeszcze do łazienki, ale tam też ani śladu Arystokratki. Zobaczył na biurku kilkadziesiąt kopert przewiązanych błękitną wstążeczką. Zmarszczył brwi, gdy zorientował się, że nie mają nadawcy. Mimo wszystko wolał nie ruszać prywatnych rzeczy Ronovan. Odwrócił się i już szedł w stronę wyjścia, gdy nagle drzwi otworzyły się powtórnie.
Do pokoju weszło trzech wysokich Wojowników.
- Czego tu chcecie? - spytał Dorian, zdziwiony ich obecnością.
- Szukamy Carmen - odpowiedział jeden z nich gburowatym tonem.
- To ciekawe, przed chwilą wyglądało to jak wtargnięcie - odparł Arystokrata.
- Co cię to interesuje, dupku?! - Osiłek zacisnął ręce w pięści.
- Interesuje mnie tylko, dlaczego wtargnęliście do pokoju mojej koleżanki, we trójkę, w dziwnym nastroju. - Starał się uspokoić sytuację. - Jak widzicie nie ma jej tu, więc spadajcie. - Jego brązowe oczy nabrały jeszcze ciemniejszej barwy.
- Zaraz zrobimy z tobą porządek, Arystokratyczna świnio! - warknął najwyższy, gdy podchodził do Doriana, aby oddać pierwszy cios.
~*~
Wyglądała dzisiaj piękniej, niż kiedykolwiek. Nie chciała dać mu satysfakcji z zastraszania, kimkolwiek miał się okazać. Blond kosmyki opadały falami na ramiona. Twarz wyglądała zdrowo i rześko, mimo że nie spała prawie całą noc. Nie wiedziała, co ów prześladowca planował, ale cokolwiek by nie wymyślił, Arystokratka postanowiła, że zniweczy jego działania. Grożenie jej przyjaciołom, nowej rodzinie, nie mogło ujść płazem. Odnalazła w pobocznej alei pub "Jaszczur", który jako jeden z nielicznych był czynny w dniu parady. Bardzo żałowała, że nie będzie mogła przywitać Christiana. Pchnęła ciężkie drzwi i weszła do zatęchłego pomieszczenia. Żadnych okien, przyciemnione czerwone światło i rockowa muzyka. Te czynniki sprawiały, ze naprawdę można było poczuć się jak w domu jakiejś jaszczurki. Usiadła przy wyznaczonym w liście stoliku. Osobliwy barman patrzył rozbierającym wzrokiem na piękną Carmen. Czekała, a fala strachu zalewała ją za każdym razem, gdy słyszała jakikolwiek dźwięk. Naprawdę nie wiedziała, czego może się spodziewać, w jaką grę została wciągnięta, ile będzie musiała poświęcić, aby uratować swoich przyjaciół przed psychopatycznym mordercą. 
- Zawsze jak diament, Carmen von Ronovan - powiedział jej do ucha, aż podskoczyła.
Otworzyła szerzej oczy, widząc brata zmarłej Alexis, w asyście dwóch potężnych mężczyzn.
- Jordan...- szepnęła, nie mogąc uwierzyć, kim tak naprawdę był oprawca, grasujący w obozie. - Artysta - dodała jakby do siebie.
- Wystarczy Nathaniel, moja droga - odpowiedział, uśmiechając się półgębkiem. - Zapewne trwałaś w przekonaniu, że najlepsi strategicy są jedynie w Naukowcach.
- Nie, po prostu nie wiedziałam, że psychopaci i mordercy to jedni z najlepszych Artystów.
Gniew rozrywał ją od środka. Budził w niej respekt jedynie przy dwóch Wojownikach. Sam na sam, nie bałaby się go. 
- Droga do władzy wymaga ofiar - wytłumaczył, patrząc w kryształowe szkło, które zostało przed chwilą wypełnione whisky przez barmana.
- POŚWIECIŁEŚ WŁASNĄ SIOSTRĘ W TEJ CHOREJ GRZE! - krzyknęła, waląc pięściami w stół.
Wiele osób, które zostały zamordowane z wyboru Nathaniela, było jej znajomymi. Nienawidziła go już tak bardzo, że chętnie odpłaciłaby się pięknym za nadobne. 
Artysta jedynie słabo się uśmiechnął, spuszczając wzrok.
- Była moim psychicznym problemem, który musiał zostać zniszczony - powiedział dobitnie, patrząc prosto w jej zeszklone oczy. - Dosyć o mnie. Na pewno jesteś ciekawa, jaką rolę, mój słodki pioneczku, odgrywasz w tej "chorej grze", jak to trafnie ujęłaś. - Jego oczy były ciemne, zdeterminowane, przerażające.
- Pewnie bardzo dużą, skoro miałeś odwagę grozić mi i moim bliskim - stwierdziła, biorąc głęboki oddech.
- Nie udałoby się to, gdyby nie właśnie jeden z twoich najbliższych. - Zaśmiał się krótko. - To były zabawne dwa miesiące, kochanie - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Nawet nie wiedziała, dlaczego jako pierwszy na myśl przyszedł jej Dorian. Na początku pobytu w obozie została ostrzeżona, że jest strasznym konfabulantem i dąży za wszelką cenę do władzy, jednak potem wywarł na niej ogromne wrażenie swoją inteligencją i w pewnym stopniu opieką nad nią samą. 
- Kto? - Padło pytanie z jej ust.
- Sam nie wiem, kim dla ciebie jest. - Wskazał na osobę, która stała za nią.
Carmen odwróciła głowę, a wtem jej serce zamarło. 
~*~
- Nie ma Carmen, nie ma Doriana, do cholery - mówiła panicznym tonem, zerkając zza kulis to na widownie, to na zegarek.
- Ines van Roth w stanie krytycznym - odezwał się melodyjny, kobiecy głos.
Odstrojona w białą suknię Arystokratka zwróciła swoje brązowe oczy na przybyłą. Spojrzała przenikliwie, próbując odgadnąć w jakich intencjach przychodzi, a co najważniejsze jak Wojowniczka śmie przeszkadzać głównej prezenterce przed paradą.
- Nie możesz tu być - syknęła przez zaciśnięte zęby, uderzając podkładką ze scenariuszem o blat stołu.
- Owszem, nie mogę - Uniosła brew, zakładając ręce na piersiach. - Jednak jeśli już jestem, to porozmawiamy. Masz jeszcze dużo czasu, zdążysz się wypindrzyć jak trzeba - powiedziała rozkazującym tonem, siadając okrakiem na krześle.
Następnie Vivi wskazała ruchem głowy sąsiednie siedzenie.
- Co cię do mnie sprowadza? - spytała milutkim tonem, posłusznie siadając.
Purcelle przewróciła mocno podkreślonymi eyelinerem oczami.
- Nie zgrywaj idiotki, na to przyjdzie później czas, mówiłam już.
- Oto przyszła: wielka, dorosła Wojowniczka obrażać lepszych od siebie - Ines prychnęła, uśmiechając się wrednie. - Dziwię się Etanowi, naprawdę... - mówiła, kręcąc głową z teatralnym niedowierzaniem.
- Czyli wykapałaś temat rozmowy, brawo. 
- Przyszłaś spytać starszą koleżankę jak utrzymać faceta przy sobie?

- Przyszłam uświadomić pewnej koleżance, że nie dotyka się czegoś, co nie należy do niej - odpowiedziała bez ogródek.
Ines zamrugała kilka razy, analizując niekulturalne zachowanie Vivian. Przyjrzała się jej. Mocny make-up, ciężkie, wysokie obcasy na platformie, długie blond włosy. Nie była już tą samą, małą Purcelle ze starego obozu. Stała się silną kobietą, trzeba było jej to przyznać. Jednak Ines doszła do wniosku, że to tym lepiej, rozegra się ciekawa partia szachów.
- Takie uprzedmiotowienie nie spodobałoby się Etanowi, moja droga.
- Mówię prosto, żebyś zrozumiała. - Posłała jej wredny uśmieszek.
- Poproszę już puentę, nie mam czasu - powiedziała, wstając.
- Nie inscenizuj przypadkowych spotkań, ani nie udawaj, że go kochasz.
Ines tylko przełknęła głośno ślinę, patrząc w scenariusz. 
~*~
Carmen z trudem powstrzymywała łzy, widząc Kai'a z opuszczoną głową, trzymającego ręce w kieszeniach jeansów. Odwróciła się z powrotem cała roztrzęsiona. Nie mogła na niego patrzeć.
- Przykro mi - powiedział Nathaniel, widząc w jakim stanie jest dziewczyna. - Siadaj Loncaster - powiedział, wskazując miejsce obok dziewczyny.
- Pójdę się przewietrzyć - odmówił i zniknął im z oczu.
- Mów czego chcesz, Jordan - odezwała się, zaciskając trzęsące się ręce w pięści.
- Jesteś mi bardzo potrzebna, skarbie - odpowiedział, po czym upił spory łyk whisky. - Prawo, które zostało już zaakceptowane nie pozwala na wstęp do parlamentu innym kastom niż Arystokracja - zaczął, ale ona ledwo słyszała jego słowa. Zagłuszał ją ból. - Jedyną opcją jest małżeństwo i przejęcie nazwiska - dokończył.
Uniosła zamglone oczy.
- Coś ty powiedział?
W tym samym momencie do pubu weszło trzech innych Wojowników, targających jakąś osobę. Kiedy rzucili go na marmurową posadzkę i z jego ust wyleciała krew, dopiero wtedy rozpoznała, że to Dorian. 
- Ładne liściki chowa się w książeczkach. - Jeden z nich rzucił kartkę, którą Carmen zostawiła w książce, na wypadek gdyby miała nie wrócić.
- Mówiłem, żebyś z nikim się nie kontaktowała, suko - warknął Nathaniel, wstając gwałtownie.
- Boże, Dorian! - krzyknęła panicznie, widząc że wije się z bólu.
Był cały poobijany, z rozciętej wargi i łuku brwiowego sączyła się czerwona posoka. Uchylił powieki i zdążył wyszeptać:
- Uciekaj Car...
Blondynka spojrzała przerażonymi oczyma na Artystę. Z całej siły kopnęła stolik, który poleciał wprost na nich i zaczęła biec w stronę wyjścia, jednak drogę zastąpił jej Kai. Pchnął ją na ceglaną ścianę, co lekko ją ogłuszyło. Osunęła się na posadzkę, dotykając bolącej głowy. Wtedy Jordan przyłożył chusteczkę skropioną jakimś płynem. Arystokratka odpłynęła.
_____________________________
Cześć kochani <3
Uwinęłam się dość szybko z nowym rozdziałem. :)
Nadrabiam zaległości.
Mam nadzieję, że się spodoba, ja jestem zadowolona (chyba pierwszy raz) :D
Komentujcie, to bardzo motywuje ;*
Do następnego,
A.Wilk




9 komentarzy:

  1. dawno mnie tu nie było...
    cudowny rozdział <3 nie mogę się już doczekać kolejnego :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tu nadal jestem :D
    I mówię, że świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział idealny! z utęsknieniem czekam na kolejny!♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne, czekam na nexxt !!

    OdpowiedzUsuń
  5. 8 listopada ;-;
    Tak bardzo cię zaniedbałam 😭 Wybacz 😭 + ZACZYNAM SIĘ O TO WSZYSTKO BAĆ, DAWAJ NEXTA! 😂

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealne, nie mogę się doczekać kolejnego! ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest mega!! czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział genialny ! <3 Zabieram sie za dalsze rozdziały !
    PS: Zapraszam do mnie !
    http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń