Jej martwe ciało leżało w stercie liści. Czerwona krew
przypominała rozlane wino na jej bladym, porcelanowym ciele. Oczy były nadal
otwarte, wyrażały jeden wielki strach. Źrenice całkiem się rozszerzyły, przez
co jej niegdyś piękne spojrzenie, teraz wyglądało na upiorne. Prawie nie można
było dostrzec ich niesamowitej, zielonej barwy. Usta miała rozchylone, zapewne
po to, aby oddać przedśmiertnie ostatni krzyk. Nie zdążyła. Płomienne włosy
leżały wokół niej, tworząc swego rodzaju dziwnie piękną kompozycję.
- Alexis. – Z ust Christiana wyleciał cichy szept.
Padł koło niej na klęczki. Chwycił jej głowę. Wciąż była
ciepła. Jego droga przyjaciółka została zamordowana. Fakt ten ukłuł go w
środku, tak że wszystkie emocje wypłynęły na wierzch. Zbyt długo trwał w
ogólnym zawieszeniu, znieczuleniu. Kątem oka spostrzegł, że reszta już
przybiegła. Na ich twarzach malował się szok. Jednak to Carmen przyciągnęła
jego uwagę najbardziej. Jej oddech był krótki i płytki. Do uchylonych warg
przyczepiło się kilka blond kosmyków. Oczy miała wielkości monet. Klęczała,
opierając się jednym bokiem o pobliskie drzewo. Ręce jej drżały. Była zbyt
młoda, niedoświadczona, nieprzygotowana, aby stanąć ze śmiercią twarzą w twarz.
Szybko spuścił z niej wzrok, czując że przestaje być egoistą. Był nim odkąd
zginęła Bethany, uważał to za bezpieczne.
- Wezwijcie kogoś! – krzyknął Dorian.
- Jest martwa – powiedział chłodno Christian.
Wstał z miejsca, a Carmen miała nieodparte wrażenie, że
wyłączył wszelkie emocje. Ona zaś była psychicznym wrakiem. Ostatni raz
spojrzała na zwłoki, gdy ktoś uniósł ją do góry. Purcelle wpatrywał się w nią
swymi błękitnymi oczyma. Nie miała siły nic powiedzieć, a co dopiero poruszyć
się, więc oddała się jego woli. Prowadził ją szybkim krokiem. Odcinek pomiędzy
parkiem, a kampusem pokonali konno. Zaprowadził ją do pokoju. Nic więcej nie
był w stanie zrobić. Gdy chciała coś wyksztusić z siebie, on zniknął za
drzwiami. Otępienie przerodziło się w silne odczuwanie rzeczywistości. Ból
przeszywał ją na wskroś.
Wskoczył w ubraniach pod prysznic. Chciał z siebie zmyć to
wszystko, co go dzisiaj spotkało.
~*~
Vivi biegła, prawie krztusząc się od płaczu. Zatrzymała ją
czyjaś dłoń.
- Etan zostaw mnie! – krzyknęła, próbując go wyminąć, jednak
jej próby spełzły na niczym. – Ona została zamordowana!
Blondynka upadła na ziemię, chowając twarz w dłoniach.
Obrazy, wspomnienia przelatywały jej przez głowę, powodując ogromny ból.
- Tym bardziej, nie powinnaś biegać po kampusie jak idiotka!
– zganił ją i podniósł jednym, pewnym ruchem.
Pierwszy raz ujrzała go wściekłego. Spojrzała mu w oczu,
czując jedynie obrzydzenie.
- Alexis była moją przyjaciółką, nie twoją, nie zrozumiesz
tego – powiedziała i zaczęła oddalać się powoli.
- Myślisz, że mi nie jest przykro?! – Podbiegł do niej. –
Uwierz, jest – dodał ciszej.
- Sama trafię do kampusu – warknęła, obejmując ramiona dłońmi.
Chciała za wszelką cenę pozbyć się jego obecności.
- Wolę mieć pewność, że jesteś bezpieczna, odprowadzę cię –
rozkazał, chowając ręce w kieszenie skórzanej kurtki.
- Nie spieszy ci się do Ines, sprawdzić czy jest cała i
zdrowa? – spytała, mrużąc nienawistnie oczy, gdy weszli do windy.
- O czym ty do cholery mówisz? – Wcisnął guzik
przedostatniego piętra.
- „Ja i Etan kiedyś byliśmy bardzo blisko, oboje chcemy do
tego wrócić”. Zgadnij czyje to słowa – mruknęła, zakładając ręce na piersiach.
- I ty w to wierzysz…- Pokręcił głową z dezaprobatą.
Drzwi windy rozchyliły się i Vivi ruszyła jak oparzona w
stronę korytarza.
~*~
Gdy wychodził z łazienki, nie spodziewał się, że zastanie
kogoś w pokoju. Livia siedziała z papierosem w dłoni. Nie miał
nawet siły nakrzyczeć na nią, że weszła bez pukania. Na nagi tors przyodział
świeżą, czarną koszulkę, a starą, która była ubrudzona krwią, wyrzucił do
kosza.
- Moi rodzice zostali zabici – zaczęła, a on spojrzał na nią
lekko zdezorientowany. – Ojciec wplątał się w jakąś mafię. Matkę zabili szybko,
strzałem w głowę, ale z nim bawili się trochę dłużej…- przerwała, aby stłumić
ogromną gulę w gardle, w tym celu mocno się zaciągnęła. – Nie chciałam trafić do domu dziecka, więc dołączyłam
do ludzi z slumsów Los Angeles. Nie musisz mówić, że jest ci przykro…- Urwała
jego chęć wypowiedzi i wypuściła dym ustami. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że zdaję sobie sprawę, co
teraz przechodzi każdy, kto znał tę dziewczynę – dokończyła.
- Ostatnio nie miałem dla niej zbyt wiele czasu – szepnął gorzko,
opierając dłonie na komodzie. – BYŁEM PIEPRZONYM EGOISTĄ DLA WSZYSTKICH! –
Pochwycił stertę płyt black-metalowych i cisnął nimi w ścianę, obok Livii.
Roztrzaskały się na mniejsze kawałki. Dziewczyna patrzyła
bez żadnego zdziwienia na Christiana, który zacisnął mocno szczękę.
- Hej, czasu się nie cofnie. – Podeszła do niego i położyła
dłoń na ramieniu. – To było morderstwo, skup się na odnalezieniu winnego –
szepnęła mu do ucha.
Wyprostował się, a w jego oczach pojawiła się rządza zemsty.
- Historia lubi zataczać koło, już kiedyś zaczęła się
czystka, tylko nie rozumiem na co byłaby im śmierć Naukowca, zazwyczaj mordują
Arystokrację – powiedział, patrząc na nią uważnie.
Przez chwilę Livia zataczała koło po pokoju, myśląc
intensywnie.
- Być może miało to być swego rodzaju zastraszenie?
- Możliwe – przytaknął. – Lub…- Jego oczy nagle się
powiększyły, przeszył go strach. – ktoś się pomylił – dokończył.
- Biegnij do niej! – ponagliła Livia, rozumiejąc kogo ma na
myśli.
Co jeśli to nie Alexis miała paść ofiarą? Tylko nowicjusz
mógł zdobyć się na taki błąd, nie znając dokładnie obiektu mordu. Christian
biegł z całych sił w nogach. Przejazd windą na dolne piętro trwał dla niego
wieczność. Drzwi jej pokoju nie były zamknięte na klucz. Pchnął je
bezceremonialnie do przodu.
Za bardzo genialne :o *_*
OdpowiedzUsuńJeju, bardzo miło mi to słyszeć :D *.*
UsuńDziękuję :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCóż mogę powiedzieć. Rozdział zaskakujący, dynamiczny, wciągający. Jednak zdecydowanie za krótki :( Rozumiem Twój celowy zabieg urwania w ważnym momencie, jednak ta długość jest bardziej prologowa niż rozdziałowa, według mnie oczywiście.
OdpowiedzUsuńMoże ostatnio niewiele komentowałam, jednak czytałam dzielnie każdą nowość :) Miło patrzeć, że wciąż się rozwijasz, a akcja nie staje w miejscu.
Z błędów zauważyłam tylko trochę powtórzeń.
Czekam do wtorku, zgodnie z Twoją zapowiedzią ;)
Niestety mnie również długość nie zadowala. Następny rozdział zdecydowanie będzie obfitszy w linijki :)
UsuńBardzo miło mi słyszeć, że czytasz dalej.
Do wtorku ;)
świetny rozdział, ale zakończenie w takim momencie... :(
OdpowiedzUsuńWiem, jestem zła :c
Usuń;**
Wow.... Jedno wielkie WOW!
OdpowiedzUsuńjej.. :o świetny rozdział <3 nie mogę doczekać się następnego :*/ Marcysia :)
OdpowiedzUsuńNaxxt kur** !
OdpowiedzUsuńBez przekleństw, proszę.
UsuńRozdział mi się usunął i niestety muszę pisać go od nowa :c
Wszystko wytłumaczę pod następnym rozdziałem.
Czytałam wszystkie twoje rozdziały i wszystkie są niesamowite. :) Kiedy będzie kolejny, bo czekam z wielką niecierpliwością. :)
OdpowiedzUsuń