sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 19

- Jak romantycznie, przyprowadziłeś mnie pod czterdziestometrowy mur z betonu – powiedziała sarkastycznie, obejmując zmarznięte ramiona.
- Skoro każdy chce cię zabić w obozie, musimy wyjść poza jego granice – mruknął. – Zaczekaj tu – rozkazał, ucinając jej zaczynające się pytanie.
Zaraz mogła zobaczyć jak jego wysoka sylwetka znika w ciemności wieży strażniczej. Oparła się o ścianę, patrząc jak wielka ćma obija się o świetlistą lampę nad jej głową. Wyjście bez pozwolenia za obręb obozu karane było odstrzeleniem. Zawsze wiedziała, że Purcelle to niebezpieczny gość, ale nie przypuszczała, że chce popełnić samobójstwo, zabijając i ją.
- To by było w pewnym sensie romantyczne – pomyślała, śmiejąc się w myślach.
- Ruszaj się, a nie stoisz pod tą lampą – warknął, czekając kilka metrów od niej.
- Idę – odpowiedziała, wyrwana z rozmyślań.
Szli dziesięć minut, mając po swojej lewej ścianę betonu. Christian milczał, kiedy Carmen wypytywała go o sens pałętania się przy granicy. Nagle brunet zatrzymał się i dotknął ramienia Ronovan.
- Wszystko, co dzisiaj się zdarzy, przemilczysz – szepnął do niej. – Możesz mi to obiecać?
- To zależy jakie plany masz wobec mnie.
- Iście niecne – zaśmiał się, po czym odsłonił jej widok na jedną z mniejszych, południowych bram obozu.
Carmen zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co chodzi. Gdy Christian szarpnął z całych sił ogromną zasuwę, wszystko stało się jasne.
~*~
- Skończyłem – oznajmił, spoglądając na nią.
- Pokaż. – Wstała i wyciągnęła rękę po kartkę.
- Nie – powiedział zabawnym tonem i odsunął swoją twórczość spoza zasięgu jej rąk.
Założyła ręce na piersi i zrobiła groźną minę.
- Dlaczego? – Zmrużyła oczy.
- Proszę, to jest moje wyobrażenie twojej nagości…-zaczął błagalnym tonem. – Uznasz mnie za jakiegoś zboczeńca.
- A jesteś nim? – Uniosła leniwie prawą brew.
- Nie dotknę cię, póki nie poprosisz. – Wyszczerzył głupkowato zęby i wsadził rysunek do szuflady.
- Nie zamierzam cię kiedykolwiek prosić. – Odgryzła się i ubrała swój T-shirt. – Może mi coś zagrasz? – spytała, wskazując ruchem głowy na gitarę.
- Naprawdę muszę?
- Już wystarczająco zdenerwowałeś Wojowniczkę, nie przeciągaj tej cienkiej struny. – Zaśmiała się przyjaźnie.
- Niech będzie, ale o jakimkolwiek śpiewie z mojej strony możesz zapomnieć. – Uśmiechnął się i wziął instrument.
Usiadł na łóżku, delikatnie drażniąc struny kciukiem. Vivi usadowiła się blisko jego prawej strony, siadając po turecku. 
- Czego sobie życzysz? – spytał, patrząc poważnym wzrokiem.
Wzruszyła ramionami.
- To dobrze, bo i tak znam tylko kilka melodii. – Zaśmiał się.
~*~
- Idioci! – warknął, stykając czoło ze zdobioną ścianą.
- Nie było jej tam, przyszliśmy w odpowiednią godzinę – oznajmili gburowatym tonem.
- Może była z Vivi? – zapytał brunet z piwnymi oczyma.
- Vi była zajęta czymś innym – odpowiedział, przymykając powieki. – Musiała być z Purcellem – dodał odsuwając się od ściany.
Przygryzł dolną wargę, zastanawiając się głęboko.
- Poczekamy jeszcze, zanim ten skurwysyn nie przestanie mieć na nią oka – zaproponował po chwili namysłu.
- W dalszym ciągu pozostaje do dyskwalifikacji Vi, Dorian oraz Ines – zaoponował Arystokrata.
- Wy. – Wskazał na Wojowników. – Wynocha.
Gdy kilku dobrze zbudowanych mężczyzn wyszło, Nathaniel zaprosił swojego gościa gestem dłoni do kieliszka.
- Nie zdążymy za tym razem jej wywieźć, mój drogi przyjacielu – zaczął, nalewając alkohol. – Niestety za drugim razem będzie to bardzo trudne. – Podał Arystokracie trunek.
- Dlaczego? – zapytał, przeczesując palcami brązowe włosy.
- Otóż kolejna tura Wojowników wyjeżdża dopiero za dwa miesiące, w tym samym dniu, kiedy wróci Christian. Wywóz Arystokratki będzie bardzo trudny, gdy on będzie deptał nam po piętach. Nie licząc oczywiście Ines, a także Doriana, któremu jak wiemy, ta mała blondyneczka jest furtką do rządów.
- Wszystko opracowałeś, prawda Nathaniel? – Arystokrata uśmiechnął się półgębkiem, a w jego brązowych oczach zapłonęły dzikie ogniki.
- Ty również wyciągniesz z tego korzyści.
Stuknęli szkłem i wypili do dna.
~*~

Wyszła pod ramieniem Christiana i wiatr otulił przyjemnym chłodem jej policzki. Kopuła szczelnie oddzielała wszelkie następstwa złej pogody, toteż Carmen poczuła się jakby na nowo odżyła. Odważyła się przejść kawałek, spod daszku bramy, a deszcz zaraz przywitał ją zimnymi kroplami. Zaczęła się śmiać, upojona tym uczuciem. Nie wiedziała jak długo to potrwa, zapragnęła cieszyć się chwilą.
- Kobiety, przeziębisz się! – krzyknął, opierając się o ścianę. – Chodź tu! – Pokręcił głową z dezaprobatą, patrząc jak depcze po błocie.
- Gdzie tak właściwie znajduje się obóz? – spytała, mrużąc wzrok, aby dostrzec cokolwiek wśród wszechogarniającej ciemności.
- Ta wiedza przysporzyła by ci kłopotów – mruknął. – Chodźmy, kawałek dalej jest ogromne drzewo, schowa nas przed deszczem…
- Ojej, Chris się roztopi. – Zaśmiała się, przeczesując mokre włosy.
- Nie jestem Chris – skwitował.
Carmen zauważyła, że humor go opuścił. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że spowodowane to było zbliżającą się rozłąką.
- No więc, jeśli chcesz mi wyznawać miłość to nie krępuj się – zażartowała, widząc że starannie dobiera słowa w myślach.
Prychnął lekko rozbawiony.
- Carmen …- Usiadł naprzeciwko niej. – Może tego nie dostrzegasz, ale w obozie co chwilę ktoś znika… - zaczął, nie odrywając z niej swojego przenikliwego spojrzenia. – Za trzy dni wyjeżdżam i potem nie będę mógł zaciągnąć cię do szafki, aby ktoś cię nie zabił. – Uśmiechnął się sarkastycznie.
- Wybawca się znalazł, przypominam, że to ty kazałeś mi przyjść.
- Dobrze, posłuchaj mnie do końca – warknął. – Nie będzie mnie dwa miesiące, do tego czasu nigdy nie pałętaj się sama…
- Christian, przestań, nie jestem głupia, widzę co się dzieje – wytłumaczyła, dotykając jego dłoń.
Czując jej dotyk na swojej skórze zacisnął mocniej szczękę, aby jej nie cofnąć.
- Gdyby cokolwiek się działo to idź…- Wziął głęboki wdech. – Do Doriana. – Odsunął rękę.
- Dlaczego do niego? – spytała.
- Możesz mu ufać, nie stanie ci się przy nim żadna krzywda – oznajmił sucho, odwracając wzrok. – Błagam cię, bądź rozsądna – szepnął, przybliżając się do jej twarzy, aby mogła usłyszeć te słowa.
- Pierwszy raz powiedziałeś coś z uprzejmością. – Uśmiechnęła się.
- Nie przyzwyczajaj się, Ronovan, potem wszystko wróci do normy – powiedział sarkastycznym tonem.
Jego bliskość sprawiała, że po jej ciele spływały przyjemne dreszcze. Mimo, że przemokła do kości, w środku jej brzucha panowało gorąco.
- Rozmawiałeś z Dorianem, prawda? – spytała. – Proszę nie okłamuj mnie…
- Rozmawiałem. Podał warunek, za który gwarantował ci stuprocentowe bezpieczeństwo.
- Jaki warunek?
- Tego ci nie powiem. – Zaczął wstawać, ale skutecznie ściągnęła go z powrotem na dół mocnym szarpnięciem.
- Bądź szczery, nie dam po sobie poznać, że wiem – powiedziała stanowczym tonem.
Widząc jej błękitne oczy, które prosiły o uchylenie tajemnicy, musiał ulec. Patrzył jak krople deszczu spływają po jej mokrych kosmykach, delikatnej szyi… Przymknął oczy, próbując doprowadzić myśli do porządku. Ale gdy w oczekiwaniu na odpowiedź przygryzła delikatnie dolną wargę, nie wytrzymał.
- Twoja nietykalność, póki jesteś w obozie – mruknął, wstając z miejsca.
- Słucham? – spytała, otrzepując spodnie z brudu.
Mięśnie jej nóg nieco paliły, gdy stała, wpatrując się w niego.
- Ale przecież teraz jesteś poza obozem – mówił, jakby był w jakimś transie.
Po chwili zlustrował ją spojrzeniem i uśmiechnął się podejrzanie. Następnie przywarł swoim ciałem do jej drobnej osóbki. Była lekko zdezorientowana, ale z ciekawością wyczekiwała na jego kolejny ruch. Cofnął ją o krok, tak że dotknęła plecami dużego konaru. Widział błysk w jej oczach, położył rękę na jej talii i przysunął do siebie pewnym ruchem. Poczuła jak bardzo wyrzeźbione ma ciało pod mokrym podkoszulkiem. Czuła się malutka, gdy oplótł ją swoją dłonią.
Przybliżył swoją twarz do jej, a wolną ręką przejechał po jej kości policzkowej. Następnie kciukiem dokładnie obrysował pełne usta Arystokratki. Czuł ciepłe powietrze, które się z nich wydobywało. Zaczekał, aż przymknie powieki, dając tym samym do zrozumienia, że jest chętna. Przyciągnęła go do siebie jeszcze bardziej tak, że jego tors dawał jej przyjemne ciepło. Zamknęła oczy. Czuła jego oddech na swojej skórze, a ręka, która przed chwilą pieściła jej policzek, zeszła niżej na jedwabną i bardzo wrażliwą szyję.
- Powiedz to – mruknął do jej ust, gdy widział jak już nie może wytrzymać.
Wprost uwielbiał się z nią drażnić, nawet w takich momentach.
- Nienawidzę Cię, Christian – szepnęła żartobliwie.
W tym momencie lekko przygryzł jej dolną wargę, aby następnie pochwycić ją delikatnie w swoje usta. Wydała z siebie cichy pomruk, co jeszcze bardziej go rozochociło. Przysuwał ręką jej głowę, aby w dokładnych momentach pogłębić pocałunek. Carmen potrafiła się z nim zgrać, mimo, że robiła to na poważnie pierwszy raz w życiu.
Po cudownej chwili odsunął swoją twarz od jej i zobaczył zarumienione policzki. Zadowolił ją.
- Jeszcze raz? – spytał zalotnie.
Znów przymknęła powieki, uśmiechając się.
Przybliżył usta do jej i powiedział:
- Limit na dziś wyczerpany, panno Ronovan.
Zaśmiał się.

- Jesteś świnia, nie facet! – krzyknęła, bijąc go w pierś, po czym zawtórowała mu śmiechem.
_______________________________________________

Witam kochani!
Rozdział miał być dodany we wtorek, tak wiem. Jednakże bardzo ważna sytuacja rodzinna zmusiła mnie do kilkudniowej zwłoki. Nie będę się Wam tłumaczyć, Ci co chcą to i tak zrozumieją i wybaczą.
Otóż mam dla Was troszkę informacji.
Blog liczę na 30-40 rozdziałów.
Ta historia...
Piszę ją bardziej dla siebie i kiedy mam ochotę. Na bardzo długi czas opuściła mnie wena, z obowiązku, jaki czuję do Was wyskrobałam tą 19-stkę. Nie jestem z niej zadowolona, ale cóż.
Może kiedyś się poprawi...
Liczę, że Wam się spodoba oraz proszę o wyrozumiałość.
Komentarze mile widziane :)  (dotyczące mojej twórczości, a nie nieobecności, na wszelki o-pe-er jest miejsce niżej)
Zakładka "Bohaterowie" zaktualizowana.
Kocham i pozdrawiam
A. Wilk.

8 komentarzy:

  1. jak zawsze cudowny rozdział <3 nie mogę się doczekać następnego :) pozdrawiam i weny życzę :* / Marcysia ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham te opowiadanie to jak narkotyk teraz to dopiero nie będę mogła się doczekać ;) pozdrawiam
    Wierna czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dawno mnie tutaj nie było :(. Ale wreszcie mam czas, żeby zostawić chociaż po sobie jakiś drobny ślad w postaci kilku słów. Uwielbiam twoje opowiadanie i to jak piszesz - ale o tym już pisałam. Rozdział cudowny, bo wreszcie doczekałam się pocałunku! :D A Nathaniel? Jest podły, ale ja uwielbiam czarne charaktery! Pozdrawiam. Buziaki. Antylopen z MSS :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fuck damn it :o W koncu sie pocalowali, jezu *o* Czekam na dalej i mam na nadzieje ze po powrocie Christana, beda sie czesciej calowac ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. hej ^^ kiedy mniej więcej można się spodziewać kolejnego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń