Odetchnął z ulgą, widząc, że siedzi przy kominku. Gwałtownie
odwróciła się w jego stronę.
- To tylko ja – uspokoił ją i zamknął za sobą delikatnie
drzwi.
Powróciła do tępego patrzenia w ogień. Podchodząc, nie miał
siły ganić ją za to, że nie zamknęła drzwi, wiedząc że po kampusie biega
morderca. Przysiadł koło niej, chowając twarz w dłoniach. Z całych sił starał
się, aby emocje go nie przygniotły, nie pokonały. Spojrzał na nią. Zeszklone
oczy, opuchnięta twarz. Nie oczekiwał od niej w żadnym stopniu opanowania,
spokoju, kiedy zaledwie dwie godziny temu ujrzała martwe, zakrwawione ciało
swojej znajomej. Nie wiedział w sumie, dlaczego przejmuje się tak Arystokratką.
Alexis była bliższa jemu, a on gotowy był stłumić ból w sobie, aby tylko być
przy niej. Postanowił, że tylko na ten jeden raz przestanie być prawdziwym
Christianem Purcellem.
- Nie chcę tu być – powiedziała, podkurczając kolana pod
brodę. – Mogłam zostać w domu dziecka, potem znaleźć byle jaką pracę, ale nie doświadczać czegoś
takiego. – Z jej błękitnych oczu spływały kryształowe łzy.
- Wiem, Carmen…- Objął ją ramieniem, a ona wtuliła twarz w
jego obojczyk. – Nikt z nas tego nie chciał.
Uczucie jej ciepła przy sobie było dla Christiana czymś
dziwnym. Musiał przez chwilę oswoić się z jej dotykiem, póki całkiem się nie
rozluźnił.
- Mogłabym cię o coś prosić? Obiecuję, że to tylko jedyny
raz i potem już nic nie będę od ciebie chciała…
- Słucham?
- Mógłbyś dotrzymać mi towarzystwa? Nie chcę tu zostawać
kompletnie sama – powiedziała piskliwym tonem.
- No dobrze – uległ, widząc jej łzy w oczach.
- Jak tu trafiłeś, do obozu? – spytała, patrząc na
dogasający ogień.
- Zostałem zauważony, mając szesnaście lat. Dobre oceny i
niezłe wyniki na zawodach sportowych dały mi wybór dołączyć do obozu.
Pochodziłem z patologii, więc nie zwlekałem z wyzwolenia siebie i siostry z
tego piekła.
Carmen przełknęła głośno ślinę.
- Spójrz…-Odsunął ją od siebie. – Ojciec wylał na mnie
gorący olej za to, że strąciłem popielniczkę. – Odgarnął czarne włosy z szyi. –
Nie każdy miał cudowną rodzinę – powiedział sarkastycznie.
Od ucha aż do połowy szyi rozciągał się już nieco wyblakły
ślad po oparzeniu. Zrozumiała, że na jego nieco ponury charakter składało się
wiele czynników. Zaczynała troszkę go rozgryzać.
- Nie myśl, że taką miałam. Bliższa mi była niania niż
własna matka – prychnęła.
~*~
- Co to miało być?! – spytała, wplątując palce w swoje
brązowe włosy.
- To żaden z naszej grupy, sprawdziłem to – oznajmił sucho,
opierając się o starą komodę.
- Co za idioci zabijają Naukowca?! Pierwsze podejrzenia
padną na nas! – Chodziła nerwowo w kółko po pomieszczeniu, tworząc w głowie
najczarniejsze scenariusze.
- Myślę, że powstała nowa grupa, Ines…
- Chyba jesteś niepoważny, Dorian. – Podeszła do niego,
mrużąc oczy.Westchnął głęboko. Każda, nawet najmniejsza przeszkoda w
osiągnięciu celu, sprawiała, że Arystokratka wpadała w furię. Pojawił się nowy
zawodnik w grze, toteż dziewczynę ogarnęła panika.
- Przyznaj, że to bardzo możliwe, zwłaszcza po ogłoszeniu,
że państwo powstanie w przeciągu dwóch lat – stwierdził, zakładając ręce na
piersiach.
- Faktycznie, masz rację. – Przyłożyła rękę do czoła, myśląc
intensywnie. – Jutro rozpocznie się śledztwo i za wszelką cenę musimy
dowiedzieć się, kto działał w tej grupie.
- Zajmiemy się tym, ale ktoś musi mieć oko na Carmen i
innych Arystokratów, którzy górują w rankingu, – oznajmił.
- Masz kogoś konkretnego na myśli? – Uniosła brew.
- Nie, załatw kogoś, ja muszę skończyć parę spraw. – Zapiął
bluzę i wyszedł z pokoju, zostawiając ją samą.
Wyjęła z szuflady butelkę i nalała do kryształowej szklanki
rdzawy płyn, po czym wypiła całą zawartość.
~*~
Siedzieli przy kominku aż do świtu, rozmawiając. Christian
opowiedział Carmen o ich starym obozie, który został zniszczony. Wspomniał
również o Bethany, która jak stwierdził kochała…być kochaną. Blondynka zawsze
wyobrażała sobie ową dziewczynę jako idealną. Jednak po dzisiejszym wieczorze
mogła z całą pewnością stwierdzić, że miała paskudny charakter. Potrafiła
owinąć sobie wokół palca każdego, by potem boleśnie odtrącić i znaleźć kolejną
ofiarę. W Christianie widziała wyzwanie, nigdy nie poświęcał jej uwagi, toteż
pragnęła jej bardziej niż niczego innego. Był jej ostatnim dodatkiem do kolekcji
przed śmiercią, więc nie doznał z jej strony goryczy, ale wiedział dokładnie,
że takowa nadejdzie.
Gdy pierwsze
promienie przedarły się przez rozetę w jej pokoju, spojrzała na niego bacznie.
Zaciśnięta szczęka, wygasłe oczy…Cierpiał. Westchnęła ze smutku, że nie umiała
w żaden sposób złagodzić tego doznania. Dałaby bardzo wiele, aby dowiedzieć się
jak go oswoić, przekonać do swojej osoby. Zdawała sobie doskonale sprawę, że te
kilka godzin to jednorazowa przysługa od Purcelle’a.
- Co? – spytał, zauważając kątem oka, że jest obserwowany.
- Dlaczego wzdrygasz się, kiedy ktoś cię dotyka? – Spojrzała
mu prosto w oczy, aby jakakolwiek próba kłamstwa była zauważona.
- Nieprawda.
Kłamał.
Wyciągnęła swoją dłoń i powoli przysuwała do jego bladego
policzka. Gdy zostały milimetry, on pochwycił mocno jej dłoń, aż poczuła lekki
ból.
- Robisz błąd, zbliżając się do mnie, Carmen. – Puścił jej
rękę, obdarzając chłodnym, przenikliwym spojrzeniem. Wiedział, że to konieczne.
– To tyle z mojej strony, czas na mnie – rzucił oschle i wyszedł, trzaskając
drzwiami.
Idąc pewnym krokiem, spotkał na korytarzu Vivi. Wyglądała
strasznie. Pozwoliła zrobić z siebie przygarbioną, rozczochraną dziewczynę.
Żałoba ogarnęła ją całą.
- Co jest? – spytała zachrypniętym głosem, obejmując ramiona
z zimna.
- Powiedziałem Carmen, żeby trzymała się ode mnie z dala –
oznajmił bez ogródek i wcisnął guzik ostatniego piętra, gdy weszli do windy.
- Jesteś idiotą – stwierdziła.
- Może.
- W każdym razie nie rzucaj się potem z zazdrości, gdy
Dorian wkroczy na dobre do gry. – Podniosła na niego swoje smutne spojrzenie. –
Wiesz co…Nie zasługujesz na nią – powiedziała, mrużąc oczy.
Wciągnął głęboko powietrze ustami. Nie miał siły kłócić się
z siostrą. W sumie, w głębi ducha przyznał jej rację. Dorian może i był
fałszywą świnią, ale z pewnością pasował do niej bardziej. Christian wiedział,
że oszczędził w ten sposób rozczarowania Arystokratce.
- Przebiorę się i idę do magistratury – oznajmił. – Pilnuj
się. – Wysiadł z windy, rzucając jej ostre spojrzenie.
Właśnie wtedy zrozumiała, że nie miał wyboru.
~*~
Tego dnia wiele osób musiało stawić się na przesłuchanie w
sprawie morderstwa. Również Carmen otrzymała wezwanie. Na korytarzu spotkała
Christiana, ale ominęła go jakby nie istniał. Postanowiła posłuchać jego rady,
nie robić z siebie dalej idiotki, która miała nadzieję, że nadejdzie cud i
zacznie czuć cokolwiek do niej.
Dziękuję wam za tyle wyświetleń <3
Liczę na opinię w komentarzach :3
Buźka i do następnego ;*
Ps. Piszesz? Zapraszam Cię serdecznie do zakładki spam, gdzie możesz sie zareklamować ;)
Ps. Piszesz? Zapraszam Cię serdecznie do zakładki spam, gdzie możesz sie zareklamować ;)
świetny rozdział <3 z niecierpliwością czekam na next !! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję ;*
Usuńcudowny :*
OdpowiedzUsuńDziękuję ;*
Usuń<3 !!! To jest świetne! Czekam na kolejny rozdział ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki ;*
UsuńGenialne. :) Szkoda, że Christian nie chce, aby Carmen się do niego zbliżyła.
OdpowiedzUsuńCzekam na szczegóły tego morderstwa. Kto mógł to zrobić?
Czekam na następny rozdział.
Taka to już natura naszego Christiana :)
UsuńDziękuję za komentarz i do następnego ;*
To jest extra ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńDzisiaj przeczytałam dzisiaj wszystkie części i tak mnie wciągnęło, że masakra ♡♡♡♡
Z niecierpliwością czekam na następne!!!!
I chcę, żeby Christian i Carmen byli razem★☆★
Rozdział boski, ale tak strasznie mnie zżera ciekawość co dalej i chyba nie wytrzymam :(
Kiedy next?!
Proszę dzisiaj, albo jutro, lub no...no... jak najwcześniej hahaha :* ;*
Bardzo fajny rozdział <3
OdpowiedzUsuń