Minął spokojny miesiąc od przyjazdu Kai’a i nowych rekrutów.
Carmen oddała się w wir obowiązków, a nauki w szczególności . Przywykła do
noszenia dziewczęcych sukienek, wyrachowania Arystokratów oraz ogólnego
wywyższania się. Nowe towarzystwo sprawiło, że bardzo rzadko miała przyjemność
pogadać z Vivi. Powoli zdawała sobie sprawę, że kasta, do której przynależy
oddala ją od swojej przyjaciółki i jej brata. Właściwie przyuważyła, że
Christian zdołał zaprzyjaźnić się, o ile w jego przypadku to w ogóle możliwe, z
ekscentryczną Livią. Czasami zastanawiała się, czy wyniknie z tego coś więcej. Na tę myśl robiło
jej się dziwnie smutno, jednak za wszelką cenę chciała odgonić od siebie
stwierdzenie faktu, że być może jest lekko zazdrosna. Nie dałaby takiej
satysfakcji Purcelle’owi. Za żadne skarby! Przez ostatni miesiąc bardzo dużo
czasu spędzała z Dorianem, który wydawał się być jedyną osobą, która ją
naprawdę rozumie. Często po szkole jeździli konno, rozmawiając o ogólnej
sytuacji. Rywalizacja między Arystoratami dała się we znaki, w szczególności
Carmen, która co miesiąc górowała na podium najlepszych uczniów. Pracowała na
to ciężko, a w zamian dostawała
nienawistne spojrzenia ze strony rówieśników.
W sobotę Camen obudziło głośne pukanie do drzwi. Zwlekła się
z łóżka, ubrana w niebieską piżamę w baranki, po czym otworzyła drzwi
intruzowi.
- Cześć! – Po chwili Carmen wpadła w ramiona rozpromienionej
Vivi.
- Już miałam Car, jest trzynasta – oznajmiła, na co
Arystokratka chwyciła się za głowę.
- No tak, do późna czytałam. – Uśmiechnęła się. – Co cię do
mnie sprowadza?
- Organizuje dzisiaj wieczorem ognisko i chciałabym, abyś
przyszła. – Vivi usiadła na łóżku Carmen, czekając na odpowiedź.
Blondynka pokręciła się po pokoju, szukając czegoś zawzięcie.
W końcu z szuflady wyjęła czerwony kajet.
- Dobrze, dzisiaj przyjdę – oznajmiła radośnie, patrząc na
kartkę zatytułowaną „LUTY”.
- To cudownie, możesz kogoś ze sobą wziąć, tylko nie Ines,
błagam…
- Spokojnie, Ines ma pewnie ważniejsze sprawy. – Zaśmiała
się. – Jak już gadamy, to co z tobą i Etanem? Jak się układa?
Mina Vivi stężała. Wyprostowała się i wciągnęła głęboko
powietrze, dobierając w myślach odpowiednie słowa.
- Z tego nic nie będzie – szepnęła, zaczesując palcami włosy
do tyłu.
- Dlaczego?! – Carmen usiadła koło niej, chwytając
delikatnie jej bladą dłoń.
- Zaczęłam się interesować, dlaczego łazi ciągle za nim Ines…
– Przełknęła głośno ślinę. – Okazało się, że kiedyś spędzili ze sobą kilka
upojnych nocy. – Spuściła szare oczy, czując zażenowanie.
Carmen otworzyła usta ze zdziwienia.
- Nie możliwe!
- Myślę, że Ines chce wrócić do poprzedniego stanu rzeczy, a
Etan jest najwidoczniej chętny. – Vivi zmarszczyła brwi.
- Skąd wiesz? – spytała Carmen.
- Ostatnio widziałam ich na ławce przed kampusem, śmiali
się, rozmawiali, byli szczęśliwi. Etan wobec mnie jest tajemniczy i taki…
- Rozumiem, ale może to nie jest tak jak myślisz. Teraz
jestem rozbita, bo z jednej strony Ines to bliska mi osoba, jeśli chcesz mogę
ją podpytać, o co chodzi z Etanem. – Carmen ścisnęła mocniej rękę Vi, aby dodać
jej otuchy.
- Wolę nie, Car…
Purcelle wstała powoli z miejsca.
- Muszę już lecieć, mam zajęcia na strzelnicy. Ognisko jest
dzisiaj o osiemnastej w parku. – Uśmiechnęła się słabo i wyszła.
Ronovan doprowadziła się do porządku i zeszła na dół zjeść
śniadanie na stołówce. Ostatnimi dniami apetyt jej nie dopisywał, toteż
straciła nieco na wadzę. Dało się zauważyć po podkrążonych oczach, że
dziewczyna nie sypia dobrze. Babrając w płatkach z mlekiem, kątem oka zauważyła
Christiana, siedzącego z trzema chłopakami. Dyskutowali o czymś zawzięcie,
zapewne o walkach Wojowników, które miały odbyć się jutrzejszego dnia. Purcelle
zauważył jej wzrok, ale najzwyczajniej w świecie nie zareagował, wracając
natychmiast do rozmowy.
- Nawet cześć nie powie – burknęła do siebie, odwracając
wzrok od Christiana.
Nagle zrobiło jej się czarno przed oczami. Poczuła ciepłe,
delikatne ręce na swoich policzkach.
- Zgadnij kto. – Usłyszała cichy szept.
- To ty, Winteen – stwierdziła krótko. – Masz spocone ręce –
zażartowała, na co zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne. Czemu nie jesz? – Wzrok powędrował mu na
pełną miskę płatków śniadaniowych.
- Nie mam ochoty.
Usiadł obok i pociągnął ja za krawat mundurka, przybliżając
jej twarz do swojej. Zmrużył niebezpiecznie oczy i szepnął:
- Z każdym dniem jest cię coraz mniej, panno Ronovan.
- Daj spokój. – Zaśmiała się, wyrywając z jego dłoni część
ubrania.
Kątem oka przyuważyła, że Christian przygląda się im
uważnie. Specjalnie zwróciła błękitne oczy ku niemu, aby złapać go na
obserwowaniu. Chłopak natychmiast zmienił kierunek swojego spojrzenia.
- Jeden do zera, panie
Purcelle – powiedziała do siebie w myślach.
- Co robisz dzisiaj? – Dorian wrócił z tacą kanapek.
- Idę na ognisko – odpowiedziała nieprzytomnie. – Może
chcesz iść ze mną? – spytała, obdarzając go uśmiechem.
Spojrzał na nią piwnymi oczami, bardzo zaskoczony. Zazwyczaj
on musiał wyciągać Carmen gdzieś siłą, inaczej tkwiłaby w swoim pokoju, będąc w
wyimaginowanym świecie jej ulubionych książek.
- Jako ochroniarz? – Wyszczerzył zęby.
- Jako przyjaciel – skwitowała.
- Dobrze, pójdę z tobą – rzekł sucho, po czym upił duży łyk
soku pomarańczowego.
~*~
Zapukała w dębowe drzwi. Oczekując, nerwowo wygładzała blond
kosmyki. Drzwi uchyliły się i Carmen opadła szczęka. Widok Doriana w bluzie,
przetartych jeansach i adidasach nie był codziennym widokiem. Swoje podcięte
włosy zaczesał na żel. Wyglądał w tamtym momencie jak niegrzeczny chłopczyk,
nie jak Arystokrata.
- Witaj dawna Carmen. – Uśmiechnął się na jej widok.
Ubrana była podobnie do niego. Czarne, obcisłe rurki świetnie
komponowały się z przydużą, granatową bluzą, którą podarowała jej Vivi.
- Nieźle…-Zmierzyła go wzrokiem. – wyglądasz.
- Pewnie przypominam ci trochę Purcelle’a. – Wyszczerzył
zęby.
- Zrób jeszcze minę, która mówi „zabije cię” i będzie
identycznie. – Zaśmiała się. – Idziemy?
- Jasne.
Powietrze było wilgotne, a słońce powoli zachodziło. Szli w
stronę parku, rozmawiając o wszystkim i o niczym, kiedy Carman nagle ucichła.
- Co to za dźwięk?
Dorian ustał na chwilę, uważnie nasłuchując. Spojrzał w górę
z lekkim uśmiechem.
- To deszcz. Obija się o kopułę – oznajmił.
Carmen uniosła oczy do góry. Gdy mocno się przyjrzała, mogła
zobaczyć malutkie stróżki, spływające w dół. Bardzo żałowała, że nie mogła
poczuć kropelek na policzkach. Posmutniała, przypominając sobie wspomnienie
deszczu, powiązane również z matką.
- Chodźmy – zakomendowała i ruszyli dalej.
Carmen nigdy nie była w tym miejscu. Ogromny park
poprzecinany był wąskimi, kamiennymi ścieżkami. Przeszli przez mostek, który
rozciągał się nad głębokim stawem. Wędrowali tak jeszcze dobre pięć minut zanim
znaleźli się na małej łączce, którą otaczały zewsząd wysokie lipy. Wokół
paleniska ustawione były długie bele, na których siedzieli ich znajomi. Było
około piętnastu osób.
- Wreszcie przyszłaś. – Vivi powitała ich szerokim
uśmiechem.
- Czy to piwo? – spytała Carmen, marszcząc brwi na widok
jasnego płynu w szklance jej przyjaciółki.
- Mało procentowe – wyjaśniła i mrugnęła do Doriana. –
Chodźcie, siadajcie.
- Dorian, idź zajmij jakieś miejsce, chcę porozmawiać z Vi –
poprosiła Carmen.
- Jasne. – Uśmiechnął się, zdjął rękę z jej pleców i
odszedł.
Dziewczyny poszły trochę na bok, chciały być pewne, że nikt
ich nie usłyszy.
- Jest Etan? – Padło pierwsze pytanie z ust Carmen.
- Niestety, nie wiem kto go wziął ze sobą. – Przewróciła teatralnie
oczami.
- Nie odezwał się do ciebie?
- Nie dałam mu ku temu okazji – wyjaśniła. – Wzięłaś Doriana?
No, no…- Uśmiechnęła się półgębkiem. – To coś więcej?
- No co ty, zwariowałaś. Trzymam go na dystans –
odpowiedziała. – Dobra, chodźmy już, bo chyba za dużo wypiłaś– Uśmiechnęła się
pobłażliwie.
Wieczór mijał im w dobrej atmosferze.
- Hej. – Carmen przysiadła się do Christiana, gdy nie
zauważyła w pobliżu Livii.
Siedział ze spuszczoną głową, paląc papierosa. Zwrócił ku
niej błękitne oczy. Dawno nie była tak blisko niego. Chłonął spojrzeniem każdy
milimetr jej twarzy. Te same blond włosy, kilka rudych piegów na nosie,
niechlujny wygląd. To była Carmen, którą lubił. Przybierając postać
Arystokratki, w pewnym sensie stawała się nią z charakteru. Dlatego wolał jej
unikać, nie chcąc zrazić się do niej.
- Dawno nie rozmawialiśmy. – Uśmiechnęła się do niego, chcąc
rozluźnić nieco atmosferę.
- Masz swoje zajęcia, ja też. Teraz Wojownicy mają urwanie
głowy…- Zaciągnął się mocno, po czym wypuścił z gracją dym.
Carmen fascynowała się tym widokiem. Było to dla niej bardzo
męskie, gdy Christian palił. Zachwycał sposobem, w jaki przyswajał nikotynę do
swojego organizmu.
- Pewnie wiąże się to z bombardowaniem? – spytała
nieprzytomnym tonem.
- Między innymi. – Przytaknął, po czym rzucił peta w języki ogniska.
Carmen zauważyła, że Dorian zajął się rozmową z Etanem,
toteż nie miała powodów, aby spieszyć się z kończeniem rozmowy. Zwykła
pogawędka z Purcellem była dla niej jak partia szachów. Trzeba było dokładnie
ważyć każde słowo, jednak nie można było grać za ostrożnie. Czasami warto
ryzykować, aby wzbudzić podziw w przeciwniku.
- Jak sprawuje się Livia? – Carmen zaczęła temat nieco
pretensjonalnym tonem.
Christian uśmiechnął się pod nosem, dokładnie rozpoznając jej
intencje.
- Bardzo dobrze. – Wyszczerzył zęby. – Jest bardzo sprawna
fizycznie. – Uniósł leniwie prawą brew.
Kolczyk w jego wardze delikatnie zadrżał, gdy uśmiechnął się
do Carmen znacząco.
- To ciekawie…- Wypuściła powietrze nosem. Sprawiło to
wrażenie, jakby była potwornie wściekła.
- No wiesz, nie każda dziewczyna jest w stanie zrobić
pięćdziesiąt pąpek z marszu lub powalić dorosłego człowieka, będąc tak drobną –
wytłumaczył, po czym zaśmiał się cicho.
Lubił drażnić Carmen. Mógł rozmawiać z nią godzinami.
Czasami była bardzo łatwa do odkrycia, a czasami wprost przeciwnie. Zlustrował
ją dokładnie. Najwidoczniej straciła kilka kilo, ponieważ pełne niegdyś jej
pełne policzki zostały zastąpione widocznie zarysowanymi kośćmi policzkowymi.
Wyglądała trochę blado, jakby nieprzytomnie.
- Wiesz, strasznie dziwnie jest widzieć cię codziennie w
tych wszystkich sukienkach, makijażu, wiedząc że to kompletnie do ciebie nie
pasuje – przyznał.
- Obserwujesz mnie? – Uniosła brwi, zakładając ręce na
piersiach.
- Zazwyczaj to ty wchodzisz mi w drogę.
Już otwierała usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy nagle rozległ
się głośny wrzask. Christian wstał nagle, nasłuchując z której strony dobiega
dźwięk. Carmen zamarła, modląc się, aby to było jakieś zwierzę.
- POMOCY! – Rozległ się kolejny, desperacki krzyk.
Potem nastała głucha cisza.
Carmen i Christian spojrzeli do siebie, wiedząc dokładnie do
kogo należał głos.
- Szybko. – Blondynka złapała Purcelle’a za przedramię.
Pobiegli błyskawicznym tempem przez zagajnik. Dziewczyna
czuła strach, który rozchodził się po całej klatce piersiowej, powodując że
prawie nie mogła oddychać. Siła pędu sprawiła, że jej blond kosmyki znajdowały
się w całkowitym nieładzie. To, co zobaczyła na miejscu odebrało jej mowę. Szok
sparaliżował ją na tyle, że nie potrafiła złapać oddechu. Upadła na kolana.
___________________
Cześć kochani! :)
Witam was po długiej przerwie.
Egzamin gimnazjalny mam za sobą, więc wracam do pisania! :D
Nawet nie wiecie, jak sie teraz cieszę.
Co prawda, nie jestem mega zadowolona z tego rozdziału, ale myślę, że kolejny będzie o niebo lepszy.
Tęskniliście?
Piszcie opinie w komentarzach ;*
A. Wilk ;*
Wystraszyłas mnie wiesz? O co chodzi? ja chce next! Wiesz? Prosze cb bardzo nie wiem o kogo chodzi *,* :( Ja chce za kare nowe !
OdpowiedzUsuńooo <3 nareszcie jest ^^ cudowny rozdział :*
OdpowiedzUsuńi kończysz w takim momencie! :(
z niecierpliwością czekam na next, weny życzę :3
Dziękuję bardzo ;*
UsuńŚwietny rozdział ;) dawaj nexta
OdpowiedzUsuńJutro wrzucę :D ;*
UsuńTęskniłam!! :D Rozdział świetny. Chyba dobrze, poszły testy, co? :) Żebyś zebrała jak najwięcej punktów! Hehehe. A na opowiadanie czekałam z niecierpliwością jak u pięciolatka :D. Usiedzieć na miejscu nie mogłam heheh. Pozdrawiam. A89632, Antylopen z MSS. :***
OdpowiedzUsuńTesty poszły...zadawalająco! :D
UsuńDziękuję bardzo za mły komentarz :D
Świetny rozdział, po tak długim oczekiwaniu... nareszcie! Czekam na kolejne :) Dobrze Ci poszły testy? mam nadzieję ze tak. :) już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ;* <3
UsuńBoski rozdział, Adu! Prócz kilku literówek (pamiętam tylko, że było tam "wadzę", a myślę, że powinno być wadze... *brak 100% pewności*) nie znalazłam błędów ^^.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa o kogo chodziło w ostatniej części, mam nadzieję, że szybko napiszesz następną część i rozwieją się wszystkie moje wątpliwości co do tej kwestii.
Zdziwiło mnie to, że Carmen "odnajduje się" a przynajmniej próbuje, w swojej kaście. (myślałam, że zawsze będzie sobą, a tu proszę) i trochę szkoda, że przez obowiązki odsuwa się od naszego uroczego rodzeństwa :C
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, weny życzę i pozdrawiam,
` Ro.
Jula nie znalazłaś błędów?! :O
UsuńNadszedł ten dzień...Teraz moge umierać :D
Literóweczke zaraz poprawię ^^ :D
Dziękuję za komentarz :3 ;*
Do następnego ^^
Błagam o nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńJutro ;**
UsuńGdzie jest next???
OdpowiedzUsuńTwoje powieści mnie uzależniają:)
Twoja wierna czytelniczka