Pogrzeb odbywał się dwa dni po tragedii. Pastor odprawiał
uroczystość w małej kapliczce przy wschodnim murze obozu. Nie w stylu Alexis
byłaby ogromna, główna katedra. Zebrało się bardzo dużo osób. Carmen szła pod
rękę z Dorianem. Można by powiedzieć, że nie była obecna duchem, błądziła
myślami we wspomnieniach. Pierwszy raz mogła zobaczyć brata Alexis, brązowowłosego
Nathaniela. Wydawał się w ogóle niewzruszony śmiercią swojej siostry. Stał jak
kamienny posąg z opuszczoną głową. Być może postanowił wyłączyć wszystkie
emocje, jak Christian owej nocy, gdy zamordowano dziewczynę. Kątem oka Carmen
zauważyła postać odzianą w czarną, skórzaną kurtkę. Usiadł ławkę za nią, tak że
zdołała bez problemu wyczuć zapach jego wody kolońskiej. Wszystkie mięśnie w
jej ciele spięły się jakby gotowe do szybkiej ucieczki. O wilku mowa. Christian i Emma Purcelle pojawili się na pogrzebie
ich bliskiej przyjaciółki.
- Wszystko dobrze? – szepnął Dorian, obejmując ramieniem blondynkę.
- Jak to na pogrzebie.
Pokrecił lekko głową. Carmen od dwóch dni stawała się dziwnie
burkliwa do wszystkich. Od razu wyczuł, że to musiała być sprawka Christiana,
ale w duchu cieszył się, że dzięki temu Arystokratka akceptowała wyłącznie jego
towarzystwo.
Udali się za trumną na mały cmentarzyk, gdzie pochowano
Alexis. Po wszystkim Carmen udała się w samotności do kampusu. Poprosiła
grzecznie Doriana, aby zostawił ja samą, ale i tak szedł dwadzieścia metrów za
nią, jak cień. Robił to dla jej bezpieczeństwa.
Zamknęła się w pokoju i położyła na miękkie łóżko. Próbowała
wyrzucić ze swojej pamięci całą osobę, jaką był Christian. Chciała go
zapomnieć, zniszczyć coś, co do niego czuła. Postanowiła wypielęgnować jedynie
nienawiść.
~*~
Następnego dnia wszyscy zostali poproszeni o stawieniu się w
głównej auli, gdzie miał odbyć się apel informacyjny. Carmen niechętnie wstała
wcześniej, aby brać w nim udział. Weszła ociężałym krokiem do sali. Naprzeciwko
siedzisk, obok podestu stali starsi Wojownicy, ustawieni w sześciu rządkach,
stojących na baczność. Zasalutowali, widząc Arystokratkę. To było w ich
zwyczaju na ważnych wydarzeniach. Carmen kiwnęła im głową na powitanie i
usiadła w drugim rzędzie obok Ines, która entuzjastycznie powitała ją buziaczkiem
w policzek. Mroźne oczy z trzeciego rzędu Wojowników bacznie obserwowały
dziewczynę. Starszy mężczyzna pochwycił w wątłą, pokaleczoną dłoń mikrofon i
zaczął przemawiać:
- Zebraliśmy się tu, aby ogłosić bardzo ważną wiadomość.
Dotyczy ona głównie Wojowników powyżej osiemnastego roku życia, którzy są już
należycie przeszkoleni…-Spojrzał na zaciekawione twarze zgromadzonych. –
Otrzymaliśmy depeszę od dowódcy oddziałów we wschodniej części naszego kraju.
Jej treść mówi jasno, że potrzeba żołnierzy, którzy dołączą do batalionu „Pancer”.
W tym celu co tydzień zostanie wysłanych dwudziestu Wojowników z naszego obozu.
Będzie takich grup siedem – oznajmił. – Teraz wyczytam kolejno nazwiska osób,
należących do omówionych grup.
Z pierwszej listy wyczytanych Carmen nikogo nie kojarzyła.
Chłopcy podchodzili do podestu, aby otrzymać jakiś dziwny papierek. Wielu z
nich było jeszcze młodymi, niedoświadczonymi i wystraszonymi ludźmi. Musieli
wyjechać, aby bronić granice nowo przyłączonych terenów, które za kilka lat
miały się stać terytorium ich państwa. Wojownicy wzbudzali w Arystokratce
podziw, ze skrupulatnością i bez sprzeciwu gotowi byli wykonać swoje zadanie.
Do niej zaś należeć miało przygotowywanie się do rządzenia przyszłym państwem.
Jednak, gdy w drugiej liście jako pierwsze padło nazwisko „Purcelle”, serce
Carmen zamarło.
Wyszedł. Wysoki, pewny siebie, z mroźnym spojrzeniem. Pierwszy
raz widziała go w mundurze. Pochwycił z dumą papier i wstąpił do szeregu.
Carmen zauważyła, że patrzy na nią bezczelnie, jednak za nic nie potrafiła
odgryźć mu się tym samym. Zapewne rozpłakałaby się, gdyby to zrobiła. Coś w
niej pękło, durne fochy i obrażania się były niczym w porównaniu do tego, co
przed chwilą usłyszała. Mogła go już więcej nie zobaczyć. Za dwa tygodnie
opuści obóz na okrągłe dwa miesiące. Ta myśl rozrywała każdą cząstkę jej ciała.
~*~
Późnym wieczorem usłyszeli głośne pukanie do drzwi. Na
polecenie Ines, brunet podszedł i otworzył.
- Czego tu chcesz?! – rzucił oschle.
Gość bezceremonialnie wszedł do środka. Rozejrzał się po
pomieszczeniu po czym spojrzał na oboje.
- Mam interes, Winteen – oznajmił, chowając ręce w kieszenie
bojówek.
- Co może chcieć Wojownik od Arystokratów? – spytała zaciekawiona
Ines, obchodząc go scenicznym krokiem.
- Widzę jak mamicie Carmen kłamstwami – zaczął, na co
brązowowłosa zmrużyła oczy. – Pozwolę na to pod jednym warunkiem.
- Jakim? – rzucił szybko spanikowany Dorian.
- Zapewnicie jej ochronę, podczas gdy ja będę nieobecny – wyjaśnił,
siadając na skórzanej kanapie, po czym spojrzał bacznie na oboje.
Ines chodziła nerwowo po pokoju.
- Twoja prośba nie jest bezpodstawna…- mruknęła
Arystokratka. – Sądzisz, że morderstwa się powtórzą? – spytała bez ogródek.
- To chyba oczywiste – przytaknął Christian. – Stworzyła się
nowa grupa. Naukowiec to tylko zastraszenie, później padnie na was. –
Uśmiechnął się sarkastycznie.
- Ines, jeśli pozwolisz, chcę zamienić słowo z Purcellem na osobności
– ozwał się Dorian, gdy zauważył, ze chciała się odgryźć jakąś kąśliwą uwagą.
- Dobrze. – Wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.
- Zapewnię, że Carmen nie spadnie włos z głowy, jeśli ty
przestaniesz się do niej zbliżać – powiedział szorstko.
- Jakbyś nie zauważył, już tego nie robię – warknął Wojownik. – Twoje
zapewnienia są dla mnie nic nie warte, kiedyś już obiecywałeś…
- Dosyć – przerwał głośnym tonem.
Przeczesał brązowe włosy palcami, aby odgonić myśli o Bethany.
- Carmen nie stanie się krzywda – oznajmił Arystokrata i
nalał z kryształowej karafki trunku do pokala. Gestem dłoni zaproponował
również Wojownikowi, który leniwie przytaknął głową.
- Ja się nie zbliżam, a ty zapewniasz jej bezpieczeństwo,
nie bardzo ufam Ines – przyznał.
Dorian stuknął jego szklankę i obaj wypili całą zawartość.
Dokonali utargu.
- Jeśli wrócę i zobaczę jej nagrobek…- Wciągnął mocno
powietrze. – To chociażbyś nie żył, zabiję cię na nowo. – Wyszedł z pokoju, zostawiając
Doriana z tą groźbą.
~*~
Vivi trenowała na worku treningowym.
- Cześć mała – powiedziała, nie odrywając się od zajęcia.
- Jak się czujesz? – spytała Carmen, podchodząc do
przyjaciółki. Objęła odkryte ramiona rękoma.
- Chodzi ci o Alexis, czy brata?
- Chodzi o Christiana – powiedziała cicho, jakby walcząc
sama ze sobą.
- To jego obowiązek Carmen, to obowiązek każdego Wojownika. –
Zatrzymała rozbujany worek i posłała krzepiący uśmiech w stronę Arystokratki.
- Mogę spróbować? – Wskazała ruchem głowy na obiekt.
- Jasne. – Zaśmiała się Vivi, zdjęła rękawice i założyła je
Carmen.
Christian wszedł na salę, ale widząc niecodzienny widok,
skrył się za stosem sprzętu gimnastycznego. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc
Arystokratkę w koronkowej sukience i balerinach, która uderzała z całych sił w
worek treningowy. Jej próba kopnięcia zakończyła się gruchnięciem o parkiet.
Vivi jak i Carmen wybuchły gromkim śmiechem. Christian zachichotał, pokręcił
głową w geście dezaprobaty i czmychnął ukradkiem na siłownie.
- Podoba mi się! – krzyknęła entuzjastycznie blondynka,
podnosząc się z posadzki.
- Brakowało mi prawdziwej ciebie – przyznała Vi, przytulając
przyjaciółkę swoimi umięśnionym rękoma. – Christianowi na pewno też – dodała szeptem,
gładząc ją po plecach.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że Christian musiał zranić
słowem Carmen, aby było im obojgu łatwiej przeżyć rozłąkę.
________________________________________________
Cześć kochani!
:)
Po dłuższej nieobecności udało mi się wyskrobać rozdział szesnasty :)
Dziekuję za tak dużo wyświetleń.
Rozdział dedykuję tym, którzy komentują oraz Wiktorii, która wciagnęła się w moje wypociny :D ;*
16 to może nie jest okrągła liczba, ale właśnie pod tym rozdziałem proszę Cię, drogi czytelniku o komentarz :) Być może czytasz po cichu, nie dajac o sobie znać, ale teraz chciałabym, abyś napisał choć kilka słów. (Jest opcja anonimowego komentarza, jeśli nie masz konta lub chcesz pozostać tajemniczy xD)
Do następnego ;*
A.Wilk
Ps. Tych, których serce złamało się na wieść o wyjeździe Christiana pocieszę - nasz wojownik wróci...Albo i nie 3:D *diabelska emotka*.
Dowiecie się tego w następnych rozdziałach ^^
Piękny rozdział. Ciekawi mnie bardzo jak poprowadzisz tą historię, więc.... Życzę Ci powodzenia ;) i weny i wgl. tak jak zawsze. :*
OdpowiedzUsuńBędę pierwsza? Będę pierwsza? *o*
OdpowiedzUsuńDroga Adusiu, jak możesz pozwolić Christianowi wyjechać tak o, sobie, bo tak? Jak? No jak? Będę płakusiać! :C I już płakusiam :c
Carmen zaczyna się przyznawać, że czuje coś do naszego wojownika i tag ma być ... a Dorian niech się nie wpierdziela, bo ona ma być z Chrisem! :C
Ciekawi mnie, co się dokładniej stało z Bethany, bo wiemy, że umarła, ale co ma z tym wspólnego Dorian? A może to gdzieś było, a ja nie pamiętam *mam słabą pamięć ._.*
Znalazłam jedną litrówkę, a mianowicie wypowiedź Christiana - "Twoje zapewnienia są dla mnie nic nie wartę, kiedyś obiecywałeś…" powinno być warte :3
To chyba tyle, idę spać, bo chyba chora będę ;C
Pisz dalej, weny życzę i pozdrawiam bałdzo cieplutko ;*
` Ro.
Nie płakusiaj, Ro <3 :C
UsuńTo tylko dwa miesiące :D
Dziękuje za komentarz, odnalezioną literówkę, która zaraz zostanie zniszczona :3
;*
Christian musi wrócić! Nie wyobrażam sobie opowiadania bez niego.
OdpowiedzUsuńBrakowało mi prawdziwej Carmen. Tej jej szczerości, jej ciętego języka. Ciekawi mnie ta nowo powstała grupa, która chce zabijać arystokratów.
Robi się coraz ciekawiej :) Next please. :D
Dziękuję za komentarz ;*
UsuńDo następnego :)
jak zawsze cudowne <3 mam nadzieję że Christian wróci :D i że Carmen nic się nie stanie :) z niecierpliwością czekam na next i życzę weny :* !! /Marcysia ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ;*
UsuńDo następnego rozdziału ;*
Kiedy nexxt?
OdpowiedzUsuńna pewno nie w tym tygodniu, nie wyrobię się ;)
Usuńświetny rozdział... ale wyjazd Christiana... :( ale rozdział jest świetny
OdpowiedzUsuńDziekuję bardzo ;*
UsuńNo weź!
OdpowiedzUsuńOna musi być z Chrisem!
To widać, że on ją lubi, a ona jego!
To takie sweet <3
Więc ona ma wrócić!
Albo to dla ciebie źle się skończy!
Nie no świruje xD
Ale niech wróci, a wtedy będzie supermegahiperzaczepiściemiłosna końcówka <3
Oni muszą być razem szczęśliwi :(
Zrobisz to! Zrobisz tak, że będą szczęśliwi! No, ja mam taką nadzieję!
Co ja tu za groźby czytam :O :D
UsuńHah, dziekuję bardzo za komentarz ;*
Kiedy nexxt?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem wszystkie rozdziały, masz styl pisania, który mnie zaintrygował. Proszę o kolejne rozdziały aczkolwiek wiem, że szkoła też jest ważna. 16 rozdział... Nic dodać nic ująć �� zachowaj styl i niech pomysły i wątki same wypadają Ci do głowy. Trzymam kciuki i życzę niekończącej się weny twórczej ��
OdpowiedzUsuńP.S Czekam na rozwiązanie sytuacji z Christianem. Tak na marginesie okazałby się skończonym idiotą gdyby zostawił Car na pastwę tego lamusa ��
Jest genialny!!! Ale miała częściej dodawać opowiadanie!!
OdpowiedzUsuńświetne!! :)
OdpowiedzUsuń