poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 3

Największy budynek w obozie nazywano koloseum, wizualnie bardzo przypominał swój pierwowzrór, jednak był trochę większy. Przeznaczony do organizowania wyścigów koni, apeli oraz różnych walk Wojowników mógł pomieścić nawet 60 tysięcy osób. W samym obozie mieszka zaledwie 40 tysięcy, z czego ¾ to ludzie, którzy już dawno skończyli szkolenie. Zajmują oni posady w szpitalu, szkole oraz innych obiektach publicznych. Pozostałe 25% to szkoleniowcy, grupa od 16-22 roku życia, w której przeważają Naukowcy. Ich kasta jest najliczniejsza, aż na tę potrzebę stworzono tz. podkasty. Carmen trafiła do najmniej licznej grupy-Arystokracji, liczącej zaledwie 50 osób. Od początku nie czuła się ich częścią. Gdy dotarli już do koloseum zobaczyła dziewczęta z jej kasty. Zemdliło ją, widząc cukierkowe stroje, tonę tapety i tonę…nonszalancji oraz narcyzmu. Sama przyodziała skromną i zwyczajną błękitną sukienkę, na nogach królowały czarne martensy, pożyczone od Vivi, zero biżuterii, włosy upięła w luźny koczek, trzymający się jedynie spinką. Car zauważyła kątem oka, że odstawiony Dorian otoczony jest grupką „ślicznych potworków”, które wybuchały śmiechem na każdą, nawet najbardziej żałosną anegdotę, którą wygłaszał. Jedna z nich, o wyjątkowo uwydatnionych kobiecych atutach oraz płomiennie rudych włosach,  przysunęła się do niego, dając podarować się buziakiem z jego ust, które jeszcze niedawno prawiły komplementy van Ronovan.
- Chodź Carmen – powiedziała smutno Vivi, ciągnąc ją za ramię.
Przeszły długi hol i podeszły do jednej z czterech, wyglądających jak złote bryły, wind. Gdy wrota ściskały się, ktoś przeszkodził im chudą dłonią, przez co rozwarły się na nowo. Jako pierwszy wbiegł chudy, niski chłopak o orzechowych włosach z szerokim uśmiechem, po nim wparował Christian. Brat Vivi spojrzał za siebie i zauważył wyczyny Doriana oraz posępną minę Carmen. Drzwi zamknęły się.
- Skończyło się wielkie love story – mruknął do niej, opierając się o szklaną ścianę z sarkastycznym uśmiechem.
Blondynka podniosła leniwie, już obojętny wzrok.

- Jakiś problem, Christianie? – odpowiedziała, unosząc brew oraz zakładając ręce na piersiach.
- Nic, bawi mnie to jak te wszystkie idiotki się na to nabierają – zaczął, śmiejąc się. – Zakładam, że zabrał Cię w swoje „ulubione miejsce”, powiedział że jesteś bardzo fajna, szkoda że tak szybko się skończyło.
- Christian zamknij się – warknęła Vivi, ściskając drobne rączki w pięści.
- W następnej kolejności zaproponowałby ci kino – szepnął do Carmen i wysiadł na pierwszym piętrze, zostawiając ją w podłym nastroju.
- Zazwyczaj się tak nie zachowuje – powiedział chłopak, który wcześniej przedstawił się jako George McLeen. – Odbija mu po Bethany…
- Przepraszam Car za niego – szepnęła Vivi, ściskając blondynkę za rękę.
- Nic nie szkodzi. Nawet mnie to nie ruszyło – skłamała. – Czasami mam wrażenie, że któreś z was zostało podmienione na porodówce, jesteście z dwóch innych światów. – Wymusiła uśmiech.

Wysiedli na przedostatnim piętrze. Przeszli przez krótki korytarz i otworzyli wielkie drzwi. Oczom Carmen ukazał się ogromnych rozmiarów, okrągły pokój z trybunami wokół posadzki, wykonanej z przezroczystego szkła.
- Jako siostra kapitana mam zarezerwowane najlepsze miejsca – przechwalała się Vivi, posyłając im szeroki uśmiech. – Proszę Car. – Podała jej biały bilet ze złotymi zdobieniami, widniała na nim data oraz numer miejsca.
Usiedli w pierwszym rzędzie. Carmen była zachwycona tym, że widzi przez szklaną podłogę ogromną arenę. W tym miesiącu był to labirynt, sporych rozmiarów. Składał się z wysokich na cztery metry murów, jednak to one sprawiały, że był bardzo ciasny i wąski. Przy każdym krześle postawione były tablety, które zainteresowały ją.
- Do czego to? – spytała nowa, podnosząc urządzenie.
- Zobacz. – George, który siedział po jej prawej włączył go, a jej oczom ukazało się jakieś dziwne menu. – W czasie rozgrywki wybierasz  sobie zawodnika i masz na niego podgląd. Tutaj masz mapę, gdzie się aktualnie znajduje on i przeciwnicy – wyjaśnił.
- Pójdę po coś do picia – oznajmiła Purcelle i zaraz Carmen straciła ją z oczu.
Na jej miejsce po jakimś czasie wpakował się Dorian, z wielkim uśmiechem na twarzy. Carmen nawet nie raczyła zwrócić ku niemu swoich bajkowych oczu.
- Jak ci się podoba arena w tym miesiącu? – spytał.
- Jakbyś nie zauważył jestem tu drugi dzień i nie miałam okazji zobaczyć innych dla porównania – burknęła.
- Coś nie tak?
- Twoje koleżanki na pewno się niecierpliwią. – Spojrzała mu w oczy z wrednym uśmieszkiem i wtedy wszystko zrozumiał.
- Może chciałabyś je poznać, są bardzo miłe i wszystkie…
- Z pewnością, ale chyba raczej nie mam ochoty przesiąknąć tym towarzystwem – warknęła, zakładając ręce na piersi.
- Wolisz nadpobudliwą Vivi, jej agresywnego brata i tego kujona – wskazał głową na McLeen’a, który udał, że nie słyszy.
- Wolę teraz każdego od ciebie – ukazała mu śnieżne zęby w pełnym nienawiści uśmiechu. Była zazdrosna i zła, ale bardziej zła, a on to wyczuł i obdarowała go tym samym wielką satysfakcją.
Znała go dopiero jeden dzień, a już zdążył obrazić jej znajomych, flirtować z innymi dziewczętami, gdy jeszcze kilka godzin temu rozpływała się przy blasku ognia i gorącej czekolady u jego boku oraz pokazać swój, zdumiewających rozmiarów, egoizm.
- Chcesz czy nie, jesteś częścią Arystokratów, wkrótce sama staniesz się taka jak my – szepnął delikatnie w jej ucho.
- Mogłeś nie tracić swojego cennego czasu ze mną, dzisiejszego ranka – syknęła przez zaciśnięte zęby.
 – To nie był w żadnym stopniu czas stracony – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. - Miłego wieczoru słodka Carmen – rzekł głośniej, gdy Vivi wróciła z napojami i odszedł, zwalniając jej miejsce.
- Co chciał ten dupek? – spytała, podając im w połowie zmrożony sok jabłkowy z dodatkiem mięty.
- Daj spokój…- mruknęła Carmen.
Rozgrywka rozpoczęła się. Drużyna Christiana ubrana była w granatowe kombinezony, w dłoniach trzymali karabiny.
- To broń na laser, gdy promień dotknie skafandra uaktywni się prąd, który sparaliżuje osobę na około godzinę – powiedziała Vivi.
- To musi pewnie trochę boleć – odpowiedziała Carmen.
- Nie bardziej niż kula na prawdziwej wojnie.
Carmen kliknęła na swoim panelu przybliżenie na Christiana. Miał zdeterminowany wzrok, który zauważyła przez szybkę kasku. Kazał połowie drużyny iść w prawo, a części w lewo, sam wziął trzy osoby, które poszły z nim na wprost.
Vivi zauważyła, że Carmen wciągnęła się w rozgrywkę patrząc raz w tablet, a raz w przezroczystą posadzkę.
- Zabił go, widzieliście! – krzyknęła Car wskazując palcem na miejsce, gdzie jeden z drużyny Christiana padł jak długi.
- Tak, to pewnie Andrew, najmłodszy z grupy, zazwyczaj ściągają go pierwszego – odpowiedział George.
Rozgrywka trwała jeszcze dobrą godzinę, w końcu drużyna Christiana wygrała, zabijając jako ostatniego Ben’a Villings’a.
~*~
Wracali w szóstkę: Carmen, Vivi, Christian, George i dwóch innych chłopaków z Wojowników. Śmiali się i żartowali, nawet „czarny brat”, jak to nazywała go Ronovan. Nie był taki zły, tylko zdarzało mu się czasami rzucić jakimś sarkazmem, ale wszyscy już się do tego przyzwyczaili.Carmen rozpuściła swój kok, uwalniając złote kosmyki, które były wymęczone ciągnięciem przez spinkę. Vivi dla zabawy zaplotła jej jednego warkoczyka z boku, zachwycając się miękkością włosów Arystokratki.
- Gdyby nie ja Ben wziąłby cię od tyłu! – krzyknął blondyn, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- Sam prawie byś leżał jak długi, gdy trafiłeś w ślepą uliczkę – odpowiedział Christian, obejmując zmarzniętą Vivi.
- Odłączę się na chwilkę – powiedziała młodsza siostra, zauważając postać, która sunęła się dziesięć metrów za nimi i uciekła z objęć brata.
- VIVI WRACAJ! – krzyknął za nią, gdy spostrzegł, że to Woods.
- Daj spokój, przecież nie zdążą zahaczyć o ołtarz – zaśmiała się Carmen, szturchając go w ramię. Purcelle zdążyła opowiedzieć jej o „boskim blondynie” z Artystów. – Poluźnij jej trochę tą emocjonalną smycz.
- Jesteś przemądrzała. – Wytknęła mu język na tą kąśliwą uwagę. – Do tego nie masz w sobie nic z damy, wstyd panno Ronovan.
Carmen bardzo polubiła go w takiej wersji. Gdy niektóre miejsca oświetlały lampy, mogła przyjrzeć się jego twarzy dokładniej. Miał prosty nos, odstające kości policzkowe, błękitne oczy z lekką heterochromią i pełne usta. Był przystojny, nie tak bardzo jak idiota-Dorian, ale mimo to, coś przyciągało ją do niego.
- Och panie Christianie, cóż ja biedna teraz pocznę, chyba zamknę się w pokoju i nigdy nie wyjdę- powiedziała żartobliwie, udając płaczliwy ton. – Te słowa tak bardzo mnie zraniły…
- Co za okropny ze mnie dżentelmen – dodał zaraz po niej.
Zaśmiała się głośno.
- Nie masz w sobie nic z dżentelmena ani w zabawie ani na poważnie, Christianie – odpowiedziała.
- Nie mam dla kogo. – Uśmiechnął się sarkastycznie.
Obok nich przebiegła rudowłosa dziewczyna, ta sama, która flirtowała z Dorianem. Carmen wskazała ją ruchem głowy, za nim znikła za rogiem:
- Kto to?
- To Alexis.
- Możesz coś więcej mi o niej powiedzieć? – poprosiła podirytowana jego oszczędnością w słowach.
- Kasta Naukowców, zapalona medyczka, ma pokój na 12 piętrze, gaduła, cały dzień siedzi w książkach, lesbijka, obrończyni zwierząt, ma brata w kaście Artystów…
- Chwila! – przerwała mu. – Powtórz ostatnie fakty.
- Nie podoba mi się ten rozkazujący ton – mruknął, zakładając ręce na piersiach. – Poproś ładnie, to może powtórzę księżniczko. – Uśmiechnął się półgębkiem.
- Jesteś najwredniejszym chłopakiem, jakiego znam – powiedziała wkurzona. – Dowiem się od Vivi – wystawiła mu ponownie język i wsiedli do znanej im windy kampusu.
- Mogę cię o coś spytać? – kliknęła guzik przedostatniego piętra.
- Zamieniam się w słuch milady.
- Kim…Kim była Bethany? – spytała cichutko, stając w przeciwnym rogu, jednocześnie patrząc mu w oczy.


 Pytać o to było najwyraźniej czystym samobójstwem, ponieważ oczy Christiana zaszły wściekłością. Ręce zacisnął w pięści, aż pobielały mu knykcie. Carmen zalała fala strachu. Zaczynała żałować tego, że jej ciekawość nie poczekała spokojnie w pokoju na Vivi. Przymknęła powieki, czekając na wrzask lub cios, czekając na cokolwiek. 

_________________________

Jest rozdział 3! :) Taki prezent przed świętami ode mnie.
Mam nadzieję, że nie nudny i mniej błędów niż zwykle :D
Chciałabym serdecznie podziękować Wam za te 1000 wyświetleń i 7 obserwatorów. Również dziękuję komentującym, którzy motywują mnie do dalszej pracy. Z całego serca przepraszam Wikusię, że nie powiadomiłam jej o moim blogu wcześniej :C (wiesz, że Cie kocham szaliku :*)

JENY KOCHAM WAS WSZYSTKICH :D
Życzę wesołych, ciepłych, rodzinnych świąt! (prezentów dużo ^^)
Pozdrowionka i stos buziaków ;*
A.Wilk

9 komentarzy:

  1. Oooo, to chyba najlepszy rozdział :D hahah uwielbiam twoje opowiadanie. Zawsze dzieje się coś ciekawego i nie ma jakiś takich nudnych wątków, które się pomija. :) A Beth? Czyżby złamała Chrisowi serce? :o Pozdrawiam ciepło! Postrach krów w betoniarce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu przepraszam, jeśli znów się rozpiszę - nie panuję nad swoim gadulstwem :|
    Christian ukazuje trochę więcej ludzkiej twarzy, intrygujące ;)
    Dorian. Dwulicowa świnia. Chociaż skoro to znajdująca się w jego towarzystwie Alexis wzbudziła taką złość i zazdrość u Carmen... ale w sumie nieuzasadnioną, skoro ruda jest lesbijką. Sama nie wiem. Znaczy typa dalej nie trawię, ale wydaje się być sprytny i zdolny do wielu rzeczy, by coś osiągnąć. Więc różne bajery może powymyślać. I niech wymyśla! Lubię pokomplikowane akcje, kiedy totalnie głupieję :D
    No i na koniec zostawiłam sobie całą arenę/koloseum/miejsce walk/wpisz własną nazwę. Umiem sobie wyobrazić człowieka, stwora, krajobraz, ale za Chiny nie umiem zbudować w umyśle budynku :c Taki niedorozwój architektoniczny... Podłogi są szklane, tak? Czyli walka odbywa się jakby pod trybunami i można ją oglądać właśnie przez tą szybę albo ze zbliżeniem na tabletach..? Musisz mi to rozrysować :x
    Ahaa! Zapomniałam! Vivi&Etan. Urocze. Niebanalne. I trochę pod górkę - to uwielbiam :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cudownie długi komentarz :D <3
      Dobrze wyobraziłaś sobie budynek :) Podłoga jest przezroczysta na przedostatnim piętrze, walka rozgrywa się na piętrach 1-2, które są połączone w jedno wielkie piętro, tak też co miesiąc jest zmieniana arena. Widzowie na przedostatnim piętrze oglądają rozgrywkę, siedząc na trybunach, które tworzą okrąg otaczający szklaną posadzkę.. Całe pomieszczenie ma ok. 120 m2, toteż ciężko zobaczyć co się dzieje na drugim końcu, dlatego zostały stworzone do tego celu tablety :]
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Jej! Kolejny rozdzialik :) Ja się chyba uzależniłam, bo już chcę następny! :) świetny rozdział! Jakie nudy o czy ty wogule mówisz? Wesołych Świąt i duuuuuużo prezentów :) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Te słowa naprawdę dla mnie dużo znaczą <3

      Usuń
  4. Rozdział jak zwykle wspaniały. ~ Ann

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe, wciąga już od pierwszych zdań, a potem nie można się oderwać ! <3 Masz talent ! ;* ~ A.

    OdpowiedzUsuń