- Zaginęłaś w akcji? – spytał, gdy wróciła po dwudziestu
minutach.
- Spotkałam Vivi – wyjaśniła.
Nagle cała muzyka ucichła i na scenę wkroczył wysoki, chudy
mężczyzna. Po licznych bruzdach na jego twarzy można by stwierdzić, że liczył
sobie bardzo wiele lat. Na jednym oku miał bielmo. Odchrząknął głośno, wziął
mikrofon i zaczął przemawiać:
- Witam wszystkich bardzo serdecznie, a zwłaszcza naszych
Wojowników. Organizacja tej imprezy jest wyrazem hołdu i podziękowania za waszą
ciężką pracę w obronie tych, którzy zamieszkują ten obóz…
- Chris, kto to jest? – spytała Carmen, patrząc na
staruszka.
- To dowódca obozu – odpowiedział. – Nie nazywaj mnie Chris
– dodał po chwili, zirytowany.
- Jak wiemy za tydzień dołączą do nas nowi rekruci,
sprowadzeni z różnych zakątków Ziemi. Proszę was o ich ciepłe przyjęcie. To
wszystko co miałem wam do przekazania. Poproszę teraz moją wnuczkę o uroczyste
rozpoczęcie tańców jej piosenką. – Zszedł chwiejnym krokiem ze sceny i ucałował
w policzek piękną, wysoką dziewczynę, która potem zajęła jego miejsce na podeście.
- Witam serdecznie, zapraszam wszystkie pary na parkiet i
życzę udanego wieczoru. – Uśmiechnęła się szeroko.
- To Ines van Roth – oznajmił Christian, widząc ciekawość w
oczach blondynki.
- Musimy iść tańczyć? – spytała Arystokratka, zwracając ku
niemu wzrok.
- Nie – odparł sucho. – Chyba, że chcesz…
Rozbrzmiały wolne, romantyczne dźwięki ładnej melodii
fortepianu. Ines zaczęła swój występ. Śpiewała jak anioł, nie można było
przestać słuchać jej słodkiego, delikatnego głosu, który bezbłędnie wchodził w
bardzo wysokie tony.
- Nie lubię wolnych tańców – przyznała, widząc jak pary
kołyszą się powoli, przywierając do siebie.
Taka bliskość z Christianem mogłaby przyprawić ją o dziwne
uczucie. Wolała trzymać się na dystans od Wojownika. Piosenka była z pewnością
o miłości. Van Roth bardzo wczuła się w jej wykonanie. Carmen zdawało się, że
śpiewa to do jednej osoby, bo wciąż patrzyła w ten sam punkt, jednak nie mogła
dostrzec potencjalnego odbiorcy.
Marzenia są niczym anioły
Nie dopuszczają do nas zła
A miłość jest jasnością,
Która przepędza ciemność
Tak bardzo jestem w Tobie zakochana
Uczyń miłość swym celem
Następne piosenki były o wiele szybsze, toteż Christian
natychmiast porwał blondynkę na parkiet. Ruszał się nieziemsko. Carmen w
wysokich obcasach czasami nie mogła nadążyć za ilością obrotów i szybkich
kroków. Bawili się razem świetnie.
~*~
- Jesteś żałosna Ines – powiedział, uśmiechając się wrednie.
- Niby czemu? – Uniosła brew i podeszła do niego.
- Włada Tobą uczucie… Staczasz się – wyszeptał do jej ucha.
Stanęła obok i nalała sobie wódki z sokiem.
- W takim razie jesteśmy w tej samej sytuacji. – Uśmiechnęła
się chytrze, patrząc na Carmen, która tańczyła z Christianem.
- Purcelle nie jest żadnym problemem – przyznał, patrząc na
nią pobłażliwie. – Wkrótce Carmen sama do mnie przybiegnie, tylko potrzeba na
to trochę czasu. Za to ty zachowujesz się jak zdesperowana idiotka. Łazisz za
tym Artystą jak cień.
- To nie twoja sprawa – odpowiedziała gorzko. - On jest
kimś, kim nie da się manipulować, nie poleci też na ładną buzię. – Spojrzała w
stronę Etana, który siedział z Vivi. – To czyni go kimś, kogo muszę za wszelką
cenę mieć. Nie zrozumiesz tego.
- Jesteś w bagnie, droga kuzynko – stwierdził, spoglądając
na nią z ukosa. – Jednak mogę ci pomóc…
- Doprawdy? – Uśmiechnęła się lekko, mrużąc oczy, w
niedowierzaniu.
- Tak, ale ten plan łączy się z moim. – Spojrzał na śmiejącą
się do Wojownika Carmen. – Musisz tylko robić co karzę, a dostaniesz swojego
Woods’a – dodał sucho.
- Od dziecka byłeś cwany, ale za to cię lubię. – Zaśmiała
się i wypiła spory łyk trunku.
- Krew z krwi – odpowiedział i stuknęli się kryształowymi
szklankami.
Dorian zostawił Ines samą, po czym ruszył na parkiet.
Piosenka skończyła się. Podszedł do Christiana i Carmen.
- Można prosić do tańca? – spytał, chwyciwszy drobną dłoń
blondynki.
Carmen przytaknęła mu głową.
Dorian uśmiechnął się do Arystokratki, gdy jej towarzysz
odszedł. Przyciągnął ją lekko do siebie. Rozbrzmiały powolne dźwięki muzyki. Większość
osób zeszła z parkietu, czekając na coś szybszego. Brązowooki złapał partnerkę
w talii, a jej prawą dłoń ujął delikatnie w swoją. Lekko zdezorientowana
blondynka ułożyła lewą rękę na ramieniu partnera. Prowadził ją powoli, dzięki
czemu mogła swobodnie przyzwyczaić się do małej odległości, która ich dzieliła
i wyczuć, kiedy chce zrobić krok do przodu, bądź do tyłu.
- Jak się bawisz? – powiedział tak, że poczuła jego ciepły
oddech na swoim uchu. Przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Jest bardzo miło – oznajmiła, kładąc lekko podbródek na
jego ramieniu. – A ty?
- Teraz jest idealnie. – Zaśmiał się cicho i zrobił jej
obrót, po czym ponownie pozwolił jej przylgnąć do siebie.
- Ines bardzo pięknie śpiewa – przyznała.
Potwierdził skinieniem głowy.
- Znasz ją dobrze? – spytała, patrząc mu w oczy.
- Poznaliśmy się dopiero tutaj, w obozie – skłamał, po czym
uśmiechnął się delikatnie. – Wyglądasz pięknie, ale ten strój nie pasuje do
ciebie – dodał po chwili, lustrując ją dokładnie.
- Jak to? – Zmarszczyła brwi.
- Gdy mówię sobie „Carmen”, zawsze widzę dziewczynę w
jeansach i za dużej bluzie Vivi. – Zaśmiał się. – Już kiedyś ci mówiłem, że nie
pasujesz do Arystokratów, jesteś zbyt…- Zrobił krótką przerwę, aby złapać dobry
kontakt wzrokowy. – Prawdziwa – dokończył, wypuszczając wstrzymany oddech
ustami.
- Co to oznacza? – spytała i uśmiechnęła się lekko, czując
słodki zapach alkoholu z jego ust.
- Nie jesteś zakłamana, perfidna, egoistyczna – szepnął. –
Jesteś po prostu wyjątkową i niespotykaną osobą.
- To bardzo miłe z twojej strony – przyznała. – Dziwi mnie
twoja otwartość i niewstydliwość w komplementowaniu. – Uniosła jedną brew.
- Mówię prawdę, nie komplementuje – wyjaśnił.
Carmen odsunęła się
powoli z uśmiechem na ustach, gdy muzyka przestała grać. Ręka Doriana zeszła
niechętnie z jej talii. Chłopak spojrzał na nią swymi ciepłymi oczami.
- Dziękuję za taniec.
- To ja dziękuję – odpowiedziała i odeszła w stronę loży.
Usiadła obok Christiana, po jej lewej siedziała Katia.
- W porządku? – spytała blondynka, widząc dziwne spojrzenie
Wojownika.
- W jak najlepszym – odpowiedział gburowato i sięgnął po
swoją szklankę.
- Za dużo już wypiłeś – skomentowała Siergiejew, widząc że
nalewa sobie czystej wódki.
- Jestem pełnoletni, więc się odczep. – Uśmiechnął się.
- Co to? – spytała rozpromieniona Carmen, szczerząc się do
Wojownika.
- Zapomnij – mruknął Christian. – To nie dla dzieci.
~*~
- Za godzinę północ – oznajmił Etan, spojrzawszy na swój
srebrny zegarek. – Masz ochotę jeszcze potańczyć? – spytał, uśmiechając się
lekko.
- Etan…- zaczęła niepewnie. – Czy mogłabym cię o coś spytać?
- O co tylko chcesz. – Dopił szampana ze swojego kieliszka.
Vivian wyprostowała się, wzięła głęboki oddech i chciała już
coś powiedzieć, kiedy Christian i Carmen przysiedli się do nich.
- Niesamowita impreza! – krzyknęła wesoło Carmen, aż kilka
osób zwróciło ciekawskie spojrzenia w ich stronę.
Purcelle otworzyła szerzej oczy na zachowanie koleżanki.
- Christian, co jej jest?! – spytała zdenerwowana.
- Sama chciała. – Uśmiechnął się wrednie.
Etan wybuchnął śmiechem, widząc złość swojej partnerki.
Skomentowała to nienawistnym spojrzeniem.
- O co wam chodzi? Super impreza, a wy tacy sztywni!
- Carmen, bądź cichutko – powiedział ironicznie Christian. - Pogarszasz moją sytuację.
- Daj spokój Vivi, dziewczyna się dobrze bawi – uspokoił ją
Etan. – Jest z Christianem, więc krzywda jej się nie stanie - dodał.
- Pilnuj, żeby nie nabroiła – warknęła i wyciągnęła palec
wskazujący w stronę brata. – My idziemy tańczyć – oznajmiła, ciągnąc blondyna
za rękę.
- Nie jesteś przypadkiem głodna? – spytał Christian swoją
towarzyszkę. – Nie jadłaś nic jeszcze - zauważył.
- Ta sukienka jest naprawdę ciasnawa, nawet na pusty żołądek –
powiedziała szczerze.
Christian zaśmiał się. Ten dźwięk sprawił, że Carmen
przeszły dziwne dreszcze. Odrobina alkoholu służyła Purcelle’owi. Stał się bardziej
rozrywkowy i mniej sarkastyczny. Czuła się przy nim dobrze. Zaczęła rozumieć
jego czarny humor, który zaczął ją również rozbawiać. Uśmiechnęła się łagodnie.
- Lubię pijanego Christiana – stwierdziła.
- Zamknij się i chodź już, jestem głodny. – Zaśmiał się i
pomógł jej wstać z kanapy.
Podeszli do stołów. Carmen w życiu nie widziała tak
dziwacznych potraw. Wskazywała palcem kolejne i kolejne, a Christian tłumaczył
jej z czego są zrobione i jak smakują.
- Spróbuje – powiedziała odważnie, biorąc w dwa palce małą
krewetkę, uprzednio maczając ją w czerwonym sosie.
- Po pierwsze nie ładnie jeść palcami panno Ronovan, a po
drugie nie radziłbym. – Spojrzał na nią rozbawiony.
- Doprawdy?! – Wsadziła owoc morza do ust. Rozgryzła powoli
krewetkę po czym zaczęła machać rękoma na wszystkie strony. Christian odsunął w
ostatniej chwili szklankę z wodą, po którą miała sięgnąć.
- Zwariowałaś chyba – mruknął, słysząc jej ciche piski po
czym podał jej dziwne listki. – Żuj to. Nie będzie paliło.
Faktycznie miał rację. Gdy Carmen rozgryzła je w swojej
buzi, ich sok złagodził ostre pieczenie w przełyku. Powoli jej oddech się
normował.
- Nie mogłeś powiedzieć wcześniej! – oburzyła się, widząc
jak zwija się ze śmiechu.
Nagle spoważniał.
- Bądź cicho przez chwilę – poprosił, przechylając głowę
lekko w bok. – Słyszysz?
- Muzyka? – spytała, nie wiedząc o co chodzi.
Nagle podłoga pod nimi zaczęła się trząść. Na jednym z
ogromnych okien zaczęły się pojawiać rysy pęknięć. Nagle szyba runęła, rozsypując odłamki po marmurowej posadzce. Chłopak, który siedział nieopodal dostał szkłem w ramię. Tamował wytryskującą krew drugą ręką.Większość osób zaczęła krzyczeć i piszczeć. Jedni tłoczyli się do wyjścia, drudzy wchodzili w głąb budynku.
- Trzęsienie ziemi?!
- Nie Carmen. Bombardowanie! – Starał się przekrzyczeć
hałas, który panował w sali.
Nagle rozległo się głośne wycie syreny. Christian zobaczył przerażenie w oczach blondynki.
__________________________________________________________________
Rozdział niepoprawiony!
Przepraszam, ale nie miałam czasu na rozpatrzenie, czy są błędy.
Ten tydzień jest bardzo zabiegany dla mnie ;-;
Mam nadzieję, że chociaż treść się obroni :D
Jeśli chodzi o piosenkę, którą śpiewała Ines to dodam ją do mojego odtwarzacza (tego czarnego na górze).
Liczę na komentarze ;*
Pod tym rozdziałem postaram się odpowiedzieć na każdy <3
Pozdrawiam.
A. Wilk
Rany... Jestem kompletnie wyprana z sił życiowych. Szkoła jest straszna :( Więc proszę wybaczyć ten mało ambitny komentarz.
OdpowiedzUsuńBombardowanie, serio? No ładnie, a cała 'nadzieja i obrona' obozu jest pijana :') Carmen mnie wkurza. Najpierw oburza się na Doriana (słusznie), a teraz się do niego przymila - wtedy jeszcze nie była naprana! Swoją drogą upicie jej przez Chrisa było genialne ;D
Dziś miałam wybitny problem w ogarnięciu kto do kogo mówi w dialogach, musiałam czytać po kilka razy. Ale zwalam wszystko na zmęczenie.
Czekam na kolejny rozdział, proszę, umil mi nim ten okropny tydzień :*
Rozdział bardzo mi się podobał i czekam z niecierpliwością na kolejny :)
OdpowiedzUsuńcudowne. kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńGenialne *.*
OdpowiedzUsuńWspaniałe ! :)
OdpowiedzUsuńNexxt !!!!
OdpowiedzUsuń