niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 4

Vivi wracała do pokoju cała w skowronkach po długiej rozmowie z Etanem. Miała już krzyczeć do Carmen, jaka jest szczęśliwa i podekscytowana, gdyby nie zatrzymał jej dźwięk szlochu dziewczyny. Wszystko w niej wybuchło. Dawne wspomnienia wylały słoną wodę na jej poranione serce, tą całą tamę zburzyły słowa Christiana. Tragiczna śmierć rodziców, samotność w domu dziecka, trudne początki w obozie…Psychika Carmen nie wytrzymała, musiała dać sobie upust, wypłakać się.
- Hej Carmen, co się stało? – spytała Vivi, siadając na krawędzi łóżka blondynki, gładząc delikatnie jej złote włosy.
- P-przepraszam, zaraz się uspokoję i przestanę – odpowiedziała, unosząc się znad mokrej poduszki. Następnie ponownie wybuchła płaczem.
- Zostawię Cię na chwilkę samą – oznajmiła Purcelle i wyszła z ich pokoju, gasząc ostre światło.
Ze złością wcisnęła guzik ostatniego piętra. Jego drzwi kopnęła ciężkim butem, dzięki czemu rozwarły się na oścież. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Stał na balkonie, bez koszulki, patrząc w nocne niebo. Z ust wylatywał mu dym. Palił.
- Ty! – warknęła, idąc w jego stronę bojowym krokiem.
- Tak, siostrzyczko? – Uniósł leniwie lewą brew, po czym zaciągnął się mocno.
- Coś nagadał Carmen?!
- To, co powinienem zrobić już na początku. Powiedziałem, żeby trzymała ciekawość na wodzy. – Wypuścił resztkę dymu nozdrzami.
- Musiałeś powiedzieć coś jeszcze. Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak…Był wyładowany psychicznie – szepnęła, opierając przedramiona o metalową balustradę.
Nie chciała mówić Christianowi, że Carmen płakała jak małe dziecko. To by było nie fair. Zwrócił ku niej ostre, krytyczne spojrzenie.
- Nie sądzisz chyba, że zrobiłbym jej coś – syknął – Ani czynem, ani słowem – dokończył.
- Nie, ale wiem dobrze, że jesteś do tego zdolny – odpowiedziała stanowczo, patrząc w rozmigotane światła ich obozu.
- Jeśli już wszystko wyjaśnione…To idź stąd – odparł, wskazując wytatuowaną dłonią drzwi.
- Nie – warknęła.
- Coś jeszcze?! – ryknął, rzucając pet w nicość czerni.
- Nie drzyj się.
- To mój pokój i mogę tu robić co mi się żywnie podoba, nawet wywalić Cię za balkon – odpowiedział, zakładając ręce na piersiach.
- W każdym bądź razie masz być dla Carmen w miarę możliwości miły – Spojrzała na niego krzywo, czując że jej własny brat nie umie taki być, jeśli mu się ktoś narazi. – Widocznie Carmen jest delikatna, a ja nie zamierzam tracić kolejnej znajomości tylko dlatego, że ta osoba nie zachowuje się tak jak byś chciał – odpowiedziała cicho, unosząc dumnie głowę.
Christian zauważył ogromną determinację w oczach jej młodszej siostry. Przypuszczał, że nie chodziło jedynie w tym wyznaniu o Carmen, która namieszała wszystkim w głowie już pierwszego dnia funkcjonowania w obozie, ale również od Etana, którego Vivi darzyła uczuciem od dłuższego czasu.  
- To niech trzyma gębę na kłódkę! Proste!
- Nie musisz być od razu taki…
- Muszę Emma, pamiętasz gdzie doprowadził Will’a niewyparzony język. A może zapomniałaś? – przysunął się do niej znacznie blisko, przez co poczuła się małą dziewczynką. – Do piachu…
Bardzo dawno nie mówił do niej po prawdziwym imieniu, co jeszcze bardziej podkreślało wagę wypowiadanych słów. Miał poniekąd rację, Carmen niezbyt dobrze wpasowała się w kastę Arystokracji, była nadpobudliwa i nierozważna, za szybko wypowiadała niektóre słowa. Nagle w głowie Vivi zrodziła się scena, jak mogła wyglądać rozmowa Carmen z jej bratem.
- Już wiem co powiedziała, lub wspomniała – szepnęła Vivi, bardziej do siebie. – Już wszystko rozumiem…
- Co rozumiesz? – spytał, podnosząc jej nieobecny wzrok na jego twarz, poprzez uniesienie jej małej głowy, pokrytej prawie białymi, sięgającymi aż do pasa włosami.
- Wspomniała Bethany – szepnęła płaczliwym tonem. Wplotła dłonie w swoje włosy, wyobrażając sobie jak musiał zareagować na to jej brat.
Jego kości policzkowe były w tamtym momencie jeszcze bardziej uwydatnione. Błękitne oczy zaszły niewyjaśnionym mrozem, jednak był spokojny, opanowany do perfekcji. Zbierał w sobie siłę, aby przemówić jak najspokojniej.
- Owszem – odpowiedział, czując gule w gardle.
- Zabolało cię – Przytuliła go mocno, a w jej oczach pojawiły się łzy. Nie odwzajemnił uścisku, stał nieruchomo, niczym sparaliżowany.
- Jak cholera – syknął w jej ucho.
Przypomniał sobie przerażenie w oczach Carmen, gdy dawał jej solidną nauczkę. Żałował teraz tego bardzo. Wszyscy ja polubili, on w pewnym sensie też, jednak sam przed sobą nigdy się do tego nie przyzna, a być może skrzywdził ją słowem.
- Bardzo ją wystraszyłeś? – spytała.
- Wyszła ledwo z windy – odpowiedział cicho. – Nie chciałem Vivi, przeproszę ją, nie bój się, nie stracisz przeze mnie kolejnych osób – uścisnął ją mocno, wdychając zapach jej miętowego szamponu do włosów.
- Ona jest inna niż wszyscy – rzekła, wtulając się bardziej w jego umięśnioną klatkę. – Jest pełna życia, wesoła, bezinteresowna. Christian, ja czuję że ona zmieni nas wszystkich. Zmieni ciebie.
~*~
Carmen była bardzo wdzięczna, że Vivi zostawiła ją samą tamtego wieczoru. Nigdy nie lubiła użalać się nad sobą, być obserwowaną w stanach słabości. Następnego dnia przeprosiła Doriana za swoje zachowanie. Gdy w pobliżu zjawiał się Christian Purcelle uciekała jak płochy kot najdalej jak się dało. Jej ulubionym miejscem w całym obozie była biblioteka, gdzie spędzała większość czasu. Poznała nowe osoby z kasty Naukowców, w tym bardzo miłą (co zdawało jej się trochę przesadzone) Alexis. Rudowłosa piękność pasjonowała się medycyną, była również wolontariuszką w ich szpitalu. Większość bardzo ciepło odbierała obecność Carmen, co dość rzadko się zdarzało, z powodu kasty, do której należała. Zazwyczaj Arystokraci postrzegani byli przez resztę jako aroganccy i  wywyższający się. Po części tak było. Tak minęły jej dwa tygodnie.
21 listopada wypadał w sobotę.
- Gdzie mnie ciągniesz? – spytała Carmen, uważając aby nie potknąć się o krzywe płytki.
- Zobaczysz – odpowiedziała entuzjastycznie Vivi.
Szły pół godziny, aż doszły do trzypiętrowego budynku. Okna zastępował rząd szklanych ścian, przez które można było oglądać salon tatuażu i piercingu na pierwszym piętrze, fryzjerki na drugim oraz sklep z jakimiś czarnymi ciuchami na ostatnim.
- Co to ma być?
- Dziś zrobię swój drugi tatuaż! – krzyknęła Vivi, skacząc wesoło jak małe dziecko, które dostało jakąś słodycz.


Carmen pokręciła głową, uśmiechnęła się serdecznie do dziewczyny i dała się wciągnąć w głąb budynku. Weszły do pomieszczenia, gdzie pachniało kawą i papierosami. Jedna ściana była szklana, toteż wpadało przez nią jasne światło. Czerwone ściany, ozdobione tysiącami szkiców oraz czarne meble dawały temu pokojowi specyficznego klimatu. Podszedł do niech wysoki mężczyzna z bardzo dużą ilością kolczyków na twarzy. Lekko przerażał Carmen, za to Vivi obdarowała go ogromnym uśmiechem.

- Ja do Etana – powiedziała, wyginając palce u rąk, lekko zdenerwowana.
- Młody! – ryknął facet i zza drzwi zaplecza wyłonił się blondyn.
Ubrany w jasne jeansy i kontrastującą, czarną, mocno opiętą bluzkę, podszedł do nich i wyciągnął rękę na powitanie. Był bardzo przystojny, a w nosie miał okrągły kolczyk, pasował mu.
- Etan – przedstawił się i uścisnął mocno drobną dłoń Carmen.
- Carmen.
- Viana, skończyłem szkic – podał jej kartkę papieru, na której widniał około dziesięciocentymetrowy wilk, wsparty na dwóch tylnych łapach, z anielskimi skrzydłami. W pysku lśniły mu dwa duże kły, gdy najwyraźniej wył do księżyca. Mimo tego opisu skrywał w sobie pewną tajemnice i był na swój sposób piękny.
- Jest taki jak chciałam – odpowiedziała, jeżdżąc opuszkami palców po bardzo starannym i realistycznym szkicu. – Masz niesamowity talent – dodała cicho.
- Daj spokój, to co, robimy? – spytał, podchodząc do fotela.
- Jasne. Carmen…-spojrzała na koleżankę – Jeśli chcesz możesz iść na górę do fryzjera, albo do sklepu. – Podała jej jakieś talony, które zapewne były walutą w tym obozie.
- Tatuaż trochę zajmie – dodał Etan.
Carmen chętnie przyjęła kwadratowe papierki od Vivi i ze znaczącym uśmieszkiem wyszła z salonu. Zostawiła ich samych sobie. Obawiała się, że Vivi rozpłynie się na tym fotelu, gdy Etan będzie ją tatuował. Oczywiście z przyjemności, że to on to wykonuje, nie z bólu. Poszła na drugie piętro, gdzie spotkała Alexis.
- Cześć Car! – krzyknęła i przytuliła blondynkę na powitanie. – Przyszłaś zrobić sobie nową fryzurkę? – Uniosła figlarnie brwi.
- Nie, przyszłam z Vivi, robi tatuaż…
- Aha, rozumiem, nie lubisz oglądać jak ktoś cierpi – przerwała jej ruda.
- Nie zupełnie, ale można tak to nazwać – zaśmiała się. – A ty co tutaj broisz? – spytała blondynka.
- Podcinałam końcówki, jak zwykle – mruknęła. – O! Car, może miałabyś ochotę pójść dzisiaj ze mną na mecz do koloseum? – spytała pełna entuzjazmu, a oczy powiększyły jej się znacznie, rozpychane nadzieją.
Carmen czuła się zmieszana tą propozycją, ale zgodziła się iść, uznając to jako koleżeński wypad, a nie zaproszenie na randkę.
***
- Może bardzo boleć – szepnął.
Poczuła dreszcz, gdy przejeżdżał po jej gładkich, nagich plecach. Miał niesamowicie delikatne dłonie…Dłonie artysty. Odsunął wredne kosmyki jej blond włosów, które padały na miejsce, w którym miało powstać dzieło.
- Może je spiąć? – spytała, ale w tym samym momencie poczuła jak zbiera jej kosmyki z jej łopatek, dołącza je do reszty, okręca wokół palców i spina wysoko, odsłaniając już wytatuowany kark.
- Ładny, kiedy go robiłaś? – Dotknął jej pierwszego tatuażu, przedstawiającego czarną dziurkę od klucza, otoczoną stokrotkami.
- Rok temu – odpowiedziała, układając wygodnie głowę na swoich ramionach, które były oparte o wezgłowie fotela.
Zaśmiała się, gdy poczuła, że pryska zimnym płynem dezynfekującym miejsce łopatki. Miała gilgotki dosłownie wszędzie. Przetarł chusteczką i usłyszała jak wkłada rękawiczki.
- Zaczynam – powiedział melodyjnym głosem i rozpoczął prace. Vivi zacisnęła zęby, aby nie dać po sobie poznać, że jest mało odporna na ból.
Nagle do pomieszczenia weszła Carmen. Włosy miała lekko podcięte i ścieniowane, poza tym nic się nie zmieniło.
- Jak leci? – spytała.
- Dobrze – odpowiedzieli jednocześnie.
Car poczuła, że ktoś za nią stoi. Spojrzała za siebie. Christian.
- Nie za dużo blondu w tym pomieszczeniu? – spytał, uśmiechając się sarkastycznie.
Torował nowej wyjście z salonu, wiec nie miała gdzie uciec jak to zwykle robiła, kiedy zjawiał się w pobliżu. Wszystkie mięśnie jej ciała napięły się. Odsunęła się powoli od chłopaka.
- Nie ugryzę – skomentował to.



 _______

Jest rozdział 4! :D
Mam nadzieję, ze ukazałam wam dość dobrze relacje panujące miedzy rodzeństwem :3
Liczę na komentarze z waszej strony :D
Chcę jeszcze zapytać was, czy przeszkadzają wam gify, wplecione w tekst?

Pozdrawiam.
A.Wilk

14 komentarzy:

  1. Dalej.! ;3 Kocham to cudo ;3 Zapraszam też do mnie. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :) W wolnej chwili zajrzę do Ciebie i poczytam :]

      Usuń
  2. czytam :) i to z wieeelką przyjemnością <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aduś, to było wspaniałe. Czytałam to... nie, chłonęłam z oczami tak: O.O, a ustami tak :O. Boskie to jest <3
    Prócz kilku błędów interpunkcyjnych (których po prostu nie chce mi się pokazywać, przytaczać, bo jak wiesz, jestem leniem xD) nie znalazłam nic, co mogłabym uznać za poważny błąd.
    Historia ciekawa, inna... pomysł interesujący, intrygujący. Postacie tajemnicze i zachęcające do dalszego czytania :)
    Czekam na więcej!
    Całuję i pozdrawiam,
    ` Ro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju Julcia <3 Odnalazłaś mnie :D Takie komplementy z Takich ust to dla mnie największy zaszczyt, bo to Ty z całego grona według mnie pisałaś najlepsze opowiadania :D (Te Twoje yaoi) ^^
      Dziękuję z całego serduszka <3

      Usuń
    2. Oj, moje yaoice będą mi wypominane do końca życia chyba xDD, ale co zrobisz? Byłam jedną z pierwszych osób na blogspocie, które zaczęły pisać na temat homosów xD.
      I dziękuję również za komplement <3
      A i jeszcze gratuluję, w końcu któraś z nas będzie miała swoją książkę! Od razu mówię, że ją kupuję! Tylko dajesz cynk, kiedy wychodzi :D!

      Usuń
    3. Za około 2-3 lata misiu ;* <3 W liceum będę mała nauczyciela, co też pisze i wiesz ^^ Hyhyhy zagada się o małe korepetycje czy coś :D
      Dopiero potem wezmę się za pisanie. Pomysł jest, wszystko notuję w moim brulionie i może się uda :D Ej Julcia! Przecież nasze książki bedą w przyszłości obok siebie na półkach :> Pamiętam Twojego cudownego "Kamerdynera" :D Boże, tęsknie za forum :C

      Usuń
    4. Warto czekać ! Ja za 2-3 lata może przemyślę "sens mojego pisarskiego życia" (jeśli takowy w życiu istnieje), a Ty już będziesz miała swoją książkę ! :D
      Pomysł najważniejszy, bo w końcu - pomysł to podstawa. Chęci też zapewne są, więc masz wszystko, czego potrzeba do stworzenia CZEGOŚ!
      Cudownego? Bez przesady. Teraz jak to czytam - zmieniłabym wszystko! XD Byłam młoda i głupia. Też tęsknię ;c Chciałabym do tego wrócić ! ;c

      Usuń
    5. Ja też jestem dopiero amatorem i jeszcze wiele chcę się nauczyć przez ten czas, kiedy będę chodziła do średniej szkoły. Wysłałam pomysł, spodobał się, teraz staram się szlifować swoje umiejętności w każdej wolnej chwili. Mam dopiero 15 lat, piszę dziecinnie, robię masę błędów, a chcę aby książka nadawała się w miarę do czytania, zwłaszcza że będę musiała sama ją opłacić o____o Nie chcę zarabiać na niej, chcę ją po prostu mieć, nawet jedną jedyną dla siebie :D Daleko mi do Roth lub Rowling, ale mam nadzieję, ze kiedyś wypracuje sobie choć minimalne umiejętności jak one. <3

      Usuń
  4. Cześć, cześć! :) Ale mi dziś szybko ten rozdział zleciał (co wcale nie znaczy, że komentarz będzie krótki - nie licz na to)!
    Mówiłam Ci już, że uwielbiam relacje rodzeństwa Purcelle? Chyba tak, ale w tym miejscu wypada to powtórzyć, gdyż moja miłość do nich wzrosła. :)
    Myślałam, że w tym rozdziale zdradzisz, o co chodziło z tą Bethany, ale jednak... okazuje się, że lubisz dręczyć swoich czytelników tym oczekiwaniem i niepewnością. Mnóstwo niedopowiedzeń, które tylko zaostrzają ciekawość. Grabisz sobie, dziewczyno, oj grabisz!! :c Moja wyobraźnia napisała już jakieś milion pięćset dwanaście historii na ten temat, choć pewnie i tak nie trafiłam na tą właściwą :p Może ona zachorowała i umarła? Albo ktoś ją zamordował? Chris miał z tym coś wspólnego, to jego wina? No nie wiem, kombinuję. Bo facet tak twardy i surowy nie przeżywałby tak zwykłego zerwana, IMO. :(
    Dobra, resztą moich wywodów nie będę Cię zanudzać. ;)
    A tak odchodząc od słodzenia, brakuje mi kilku przecinków i znalazło się trochę powtórzeń. Owszem, nie zmienia to sensu tekstu i nie razi zbytnio w oczy. No, chyba, że jesteś mną - irytującą perfekcjonistką. :/ I tak widać po Tobie, że pilnujesz gramatyki, interpunkcji itd., bo wiesz np., że należy oddzielić przecinkami zdanie wtrącone - a nie każdy o tym wie, więc chwała Ci za to! :)
    Nie gniewaj się tylko, proszę :*
    Buziaczki i do następnego rozdziału, zdolniacho :* ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam komentarze od Ciebie <3
      Są tak bardzo bogate, że aż m się cieplutko robi :D
      Przepraszam za błędy. Być może to przez pośpiech, w jakim pisałam rozdział :) Cieszę się, ze podobają Ci się relacje naszego "czarnego" rodzeństwa :>
      "zdolniacho" Oj weź, bo się tu rozpłynę jak Vivi pod wpływem dotyku Etana xD
      Kocham i pozdrawiam ;*
      A. Wilk

      Usuń
  5. Kocham twojego bloga <3 Oby tak dalej( następnym razem obiecuję kreatywny komenatrz, ale dziś brakuje już sił :D )

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział wspaniały, czekam na następny. :) ~Ann

    OdpowiedzUsuń