- Carmen! – krzyknął, po czym zamknął z impetem drzwi jej
pokoju.
Podparła się na łokciach głośno dysząc. Jej biała koszulka
od piżamy przemokła od potu. Odgarnęła posklejane blond kosmyki do tyłu i spojrzała
na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Wszystko dobrze, to tylko koszmar – wyjaśniła, zrywając
się z łóżka.
Podeszła do gustownej, dębowej komody, na której stała
karafka z wodą. Nalała sobie i jemu. Patrzył na jej nerwowe ruchy,
zastanawiając się, co jest ich powodem. Od kilku dni Carmen nie zachowywała się
normalnie, wyglądała na wystraszoną, jakby ktoś w każdej chwili mógł ją
zaatakować. Odprężała się dopiero w obecności znajomych.
- Szedłem korytarzem, strasznie krzyczałaś – oznajmił,
zakładając ręce na piersiach. – Co się dzieje? – spytał, wyciągając szklankę z
jej dłoni, zmuszając ją tym samym do skupienia się na tym, co do niej mówi.
- To naprawdę głupie pytanie, Dorianie – skwitowała,
wyciągając czyste ubrania z szuflady.
- Głupie?! Faktycznie, drzesz się jak opętana i to, że się
martwię…- Urwał. – Zresztą nie ważne. – Spojrzał na nią smutnymi, piwnymi
oczyma.
- Poczekaj! – Złapała go za rękaw skórzanej kurtki, gdy zamierzał
udać się do wyjścia. – Naprawdę dziękuję, że tak o mnie dbasz, ale nic się nie
dzieje – Uśmiechnęła się w najładniejszy możliwy sposób.
Uniósł lekko brew.
- Dbam o ciebie?
- A nie dbasz? – Przewróciła błękitnymi oczami.
- Każdy wszedłby do twojego pokoju, gdy się drzesz, chociażby
z czystej ciekawości. – Wyszczerzył zęby.
- Palant! – Uderzyła go w ramię.
- Widzimy się na administracji mała, postaraj się nie być
jak zwykle wkurzająco dobra w tym przedmiocie. – Puścił jej oczko.
Wytknęła mu język na pożegnanie.
Gdy zamknął za sobą drzwi, wyciągnęła z biurka białą
kopertę. Odebrała ją wczoraj. Codziennością stał się strach, co znajdzie w
kolejnej. Drżącymi dłońmi po raz drugi próbowała przeanalizować, do kogo
należało pismo. Schludne, kaligraficzne litery wykluczały każdego z jej
znajomych. W treści znajdowała się liczba „47” oraz krótki dopisek „Dopóki
wszyscy trzymamy się zasad gry, groźby nie staną się czynem. Pozostań milcząca,
moja słodka Carmen.”
- Pozostań milcząca – wyszeptała do siebie, odkładając
anonim do pozostałych trzynastu.
W poprzednich zazwyczaj znajdowała groźby pod kątem jej
bliskich. Nie przejęłaby się tym, gdyby nie to, że osoba, która nadsyłała wiadomości
była bardzo inteligentna, a każde zabójstwo można by było zaliczyć do „przypadku”.
Przełknęła głośno ślinę. Nie wiedziała, kim jest w tej chorej grze i ta
niewiedza przyprawiała ją o dreszcze. Człowiek o najpiękniejszym piśmie, jakie
kiedykolwiek widziała, był również osobą, obmyślającą plany doskonałe.
~*~
- Gratuluję!
Etan podniósł gwałtownie wzrok znad kartki, która była
pokryta wstępnym szkicem. Widok tej konkretnej osoby sprawił, że zaczął dusić
się dymem papierosowym.
- Cholera jasna, myślałem że chociaż tutaj będę miał święty
spokój – burknął, odkładając kartkę na bok.
- Nie uważasz, że to trochę ekstrawaganckie klnąć w kaplicy?
– Uśmiechnęła się, siadając na marmurowej posadzce obok.
- Ktoś pozwolił ci usiąść, van Roth?!
- Chciałam porozmawiać, zaraz sobie pójdę – zapewniła
spokojnym tonem, nie dziwiąc się, dlaczego jest opryskliwy.
- Czego mi gratulujesz? – Uniósł brew, zaciągając się.
- Zostaniesz przyjęty do prestiżowej Akademii Sztuk
Pięknych, jesteś najlepszy z roku, wygrałeś konkurs, przecież to nic takiego… -
przewróciła ciemnymi oczyma, jakby było oczywistym, co ma na myśli.
- Skąd o tym wiesz? – zapytał zdziwiony. – Wyniki będą
dopiero jutro.
Mrugnęła do niego, podnosząc się z miejsca.
- Zostań! – krzyknął, gdy była już przy drzwiach kaplicy.
Odwróciła się, trzepocząc kilkakrotnie rzęsami, jak gdyby miała
się przesłyszeć.
- Nie możemy uciekać od tej rozmowy, Ines – powiedział cicho.
– Kiedyś trzeba. – Zachęcił ruchem głowy, aby podeszła.
Przytaknęła i zbliżyła się do niego powoli, bojąc się, że za
chwilę zmieni zdanie.
- Zważywszy na miejsce… -Wzięła głęboki wdech, rozglądając
się po pięknym wnętrzu. – Będzie to wyglądać jak spowiedź.
- Obustronna – dodał, przytakując na jej słowa.
- Dlaczego nie wyglądasz jak ty? – spytał, lustrując jej
strój.
Faktycznie, ubrana była schludnie. Czarne spodnie, biała
bluzka na ramiączka, skórzana kurtka, jednak to wszystko nie pasowało do Ines
van Roth, uważanej za wzór Arystokratek. Jej zwykle bujne, lekko kręcone włosy tego
dnia były zwyczajnymi, idealnymi, prostymi kosmykami, w których nie było ani
krztyny fantazji.
- Lekcje mam dopiero za dwie godziny. – Wzruszyła ramionami.
– Poza tym chciałam wyglądać bardziej jak Ines, nie van Roth, jak to zwykle się
do mnie zwracasz.
- Ines to zbyt piękne imię jak dla dziewuchy z tak paskudnym
charakterem – odpowiedział.
Zaśmiała się.
- Zawsze, gdy prawisz kobietom komplementy, następnie
częstujesz je obelgą? – Uniosła brew, zakładając ręce na piersiach.
- Tylko ty masz taki przywilej – skwitował, dogaszając
niedopałek. – Usiądźmy. – Wskazał ławkę.
- Jak ci się układa z Emmą? – zapytała, bawiąc się
pierścionkiem na swoim palcu.
- Z Vivi układałoby się lepiej, gdybyś nie opowiadała o
naszej przeszłości – odpowiedział, patrząc przed siebie.
Zawsze tak robił, kiedy był na kogoś bardzo zły.
- Nie ja jej powiedziałam.
Zerknął na nią z ukosa. Nie kłamała.
- Co w niej widzisz? –zadała kolejne pytanie.– Co jest w
niej tak wyjątkowego, że zwróciłeś na nią uwagę? – dodała, aby nie uznał jej
pytania za w jakikolwiek sposób absorbujące, niemiłe, pretensjonalne.
- Jest twoim przeciwieństwem – wytłumaczył bez ogródek.
- Czyli?
- Nie potrafi bawić się uczuciami, jest silną kobietą, co
prawda w ciele dziecka, nie macie ze sobą kompletnie żadnych podobieństw
fizycznych, ma charakter, ale o wiele mniej restrykcyjny od twojego.
- Nie mamy podobieństw – szepnęła.
- Nie – powiedział sucho, wyciągając z paczki kolejnego
papierosa.
- Dalej mnie nienawidzisz?
- Nie, Ines. – Uśmiechnął się słabo. – Nie żywię urazy.
Dzięki tobie jestem, kim jestem, ale również przez ciebie jestem, kim jestem. Już
nigdy nie dam traktować się jak psa, to jest pewne – dodał dobitnie.
Spuściła głowę, zasłaniając pełne poczucia winy spojrzenie
kotarą włosów.
- Nie traktowałam cię jak psa…- szepnęła.
Położył rękę na jej policzku i mocnym ruchem zmusił, aby na
niego spojrzała.
- Tak?! Nie traktowałaś?! Bo tak się czułem… Za każdym
razem, gdy błagałem, abyś poświęciła mi chwilę swojego czasu, a ty mówiłaś nie…
Robiłaś to tylko wtedy, kiedy miałaś ochotę. – Stal jego oczu sprawiła, że
zaczęła się bać.
- Nie, to nie…
- Kochałem cię mimo wszystko, a ty to wykorzystałaś… Teraz
nie wiem, dlaczego chodzisz za mną jak cień, dlaczego chcesz mnie z powrotem?
- Może wcześniej…-
Głos jej się urwał. – Byłeś tylko… Ale gdy Cię nie było… Wcześniej nigdy nie
czułam jak rozrywa mi się serce.
- Obawiam się, że to twoja kolejna konfabulacja, Ines. Nie
kochasz mnie, jako osobę, ale kochasz mnie, jako coś, czego nie możesz już mieć
– powiedział spokojnie.
- Nie jestem aż takim potworem – odparła prawie krzycząc. –
To, kim byłam wcześniej… Nigdy tego nie zrozumiesz… Ale dobrze zauważyłeś, jestem słaba w środku,
choć na zewnątrz widać co innego. – Wstała z miejsca, poprawiając kurtkę.
- Ty płaczesz, czy to kolejna twoja gierka? – zapytał,
robiąc duże oczy ze zdziwienia, widząc jej szkliste spojrzenie.
- Nie będę dostarczać ci już rozrywki, jaką jest moja
słabość.
- Jesteś van Roth do cholery! – krzyknął za nią. – Ty nie
czujesz! – wyszedł z ławki, zaczesując blond włosy do tyłu.
- Czyli jestem świetną aktorką – odpowiedziała cicho,
wycierając łzę z policzka.
W następnej chwili nie było już jej w kaplicy.
Etan został sam ze swoimi wątpliwościami. Nie wyglądała na
manipulatora, który chce wzbudzić w nim sztuczne poczucie winy. Nie oskarżyła
go o nic, a mogła to zrobić. Woods wziął swój szkic, zgniótł go w prawej dłoni
i wyszedł pospiesznie z kaplicy. Chciał odgonić myśli, że być może nadal coś do
niej czuje. To byłoby niedorzeczne, po tym, jak go traktowała. Mimo wszystko podzielił
z nią smutek i nie potrafił cieszyć się z odniesionego sukcesu.
______________________________________________
Cześć ;)
Po dość długiej przerwie rozdział jakoś cudem się napisał.
Dedykowany największemu sernikowi, jaki chodzi po tej ziemi :D
W każdym bądź razie liczę na komentarze :)
Kochająca A. Wilk
:*
Fajny rozdział :D Ale chciałabym, żeby kolejne były dodawane częściej :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę dużo weny :)
Dziękuję <3
UsuńNaprawdę, z całego serca postaram się dodawać częściej :)
Wspaniały♥
OdpowiedzUsuńSiedziałam z otwartą buzią. Zaskoczyła Mnie rozmowa pomiędzy Etan'em a Iris.
Zaintrygowały Mnie groźby. Kto je pisze.
Bardzo ciekawe opowiadanie.Pięknie piszesz ;)
Czekam na next i weny życzę :)
Dziękuję <3
Usuńhmm. groźby? ciekawy rozdział <3 czekam na kolejny i weny życzę :*
OdpowiedzUsuńwszystko fajne ale częściej dodawaj bo to strasznie odciąga od klimatu a jest naprawdę co czytać pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńKiedy naxt? ;D
OdpowiedzUsuńPostaram się w tym tygodniu wrzucić <3
UsuńKiedy następny bo nie możemy się doczekać? :3
UsuńDalej.
OdpowiedzUsuńrozumiem wena ale wiesz no bez przesady... a jest co czytać ;)
OdpowiedzUsuń