sobota, 5 września 2015

Rozdział 20

- Carmen! – krzyknął, po czym zamknął z impetem drzwi jej pokoju.
Podparła się na łokciach głośno dysząc. Jej biała koszulka od piżamy przemokła od potu. Odgarnęła posklejane blond kosmyki do tyłu i spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Wszystko dobrze, to tylko koszmar – wyjaśniła, zrywając się z łóżka.
Podeszła do gustownej, dębowej komody, na której stała karafka z wodą. Nalała sobie i jemu. Patrzył na jej nerwowe ruchy, zastanawiając się, co jest ich powodem. Od kilku dni Carmen nie zachowywała się normalnie, wyglądała na wystraszoną, jakby ktoś w każdej chwili mógł ją zaatakować. Odprężała się dopiero w obecności znajomych.
- Szedłem korytarzem, strasznie krzyczałaś – oznajmił, zakładając ręce na piersiach. – Co się dzieje? – spytał, wyciągając szklankę z jej dłoni, zmuszając ją tym samym do skupienia się na tym, co do niej mówi.
- To naprawdę głupie pytanie, Dorianie – skwitowała, wyciągając czyste ubrania z szuflady.
- Głupie?! Faktycznie, drzesz się jak opętana i to, że się martwię…- Urwał. – Zresztą nie ważne. – Spojrzał na nią smutnymi, piwnymi oczyma.
- Poczekaj! – Złapała go za rękaw skórzanej kurtki, gdy zamierzał udać się do wyjścia. – Naprawdę dziękuję, że tak o mnie dbasz, ale nic się nie dzieje – Uśmiechnęła się w najładniejszy możliwy sposób.
Uniósł lekko brew.
- Dbam o ciebie?
- A nie dbasz? – Przewróciła błękitnymi oczami.
- Każdy wszedłby do twojego pokoju, gdy się drzesz, chociażby z czystej ciekawości. – Wyszczerzył zęby.
- Palant! – Uderzyła go w ramię.
- Widzimy się na administracji mała, postaraj się nie być jak zwykle wkurzająco dobra w tym przedmiocie. – Puścił jej oczko.
Wytknęła mu język na pożegnanie.


Gdy zamknął za sobą drzwi, wyciągnęła z biurka białą kopertę. Odebrała ją wczoraj. Codziennością stał się strach, co znajdzie w kolejnej. Drżącymi dłońmi po raz drugi próbowała przeanalizować, do kogo należało pismo. Schludne, kaligraficzne litery wykluczały każdego z jej znajomych. W treści znajdowała się liczba „47” oraz krótki dopisek „Dopóki wszyscy trzymamy się zasad gry, groźby nie staną się czynem. Pozostań milcząca, moja słodka Carmen.”
- Pozostań milcząca – wyszeptała do siebie, odkładając anonim do pozostałych trzynastu.
W poprzednich zazwyczaj znajdowała groźby pod kątem jej bliskich. Nie przejęłaby się tym, gdyby nie to, że osoba, która nadsyłała wiadomości była bardzo inteligentna, a każde zabójstwo można by było zaliczyć do „przypadku”. Przełknęła głośno ślinę. Nie wiedziała, kim jest w tej chorej grze i ta niewiedza przyprawiała ją o dreszcze. Człowiek o najpiękniejszym piśmie, jakie kiedykolwiek widziała, był również osobą, obmyślającą plany doskonałe.
~*~
- Gratuluję!
Etan podniósł gwałtownie wzrok znad kartki, która była pokryta wstępnym szkicem. Widok tej konkretnej osoby sprawił, że zaczął dusić się dymem papierosowym.
- Cholera jasna, myślałem że chociaż tutaj będę miał święty spokój – burknął, odkładając kartkę na bok.
- Nie uważasz, że to trochę ekstrawaganckie klnąć w kaplicy? – Uśmiechnęła się, siadając na marmurowej posadzce obok.
- Ktoś pozwolił ci usiąść, van Roth?!
- Chciałam porozmawiać, zaraz sobie pójdę – zapewniła spokojnym tonem, nie dziwiąc się, dlaczego jest opryskliwy.
- Czego mi gratulujesz? – Uniósł brew, zaciągając się.
- Zostaniesz przyjęty do prestiżowej Akademii Sztuk Pięknych, jesteś najlepszy z roku, wygrałeś konkurs, przecież to nic takiego… - przewróciła ciemnymi oczyma, jakby było oczywistym, co ma na myśli.
- Skąd o tym wiesz? – zapytał zdziwiony. – Wyniki będą dopiero jutro.

Mrugnęła do niego, podnosząc się z miejsca.
- Zostań! – krzyknął, gdy była już przy drzwiach kaplicy.
Odwróciła się, trzepocząc kilkakrotnie rzęsami, jak gdyby miała się przesłyszeć.
- Nie możemy uciekać od tej rozmowy, Ines – powiedział cicho. – Kiedyś trzeba. – Zachęcił ruchem głowy, aby podeszła.
Przytaknęła i zbliżyła się do niego powoli, bojąc się, że za chwilę zmieni zdanie.
- Zważywszy na miejsce… -Wzięła głęboki wdech, rozglądając się po pięknym wnętrzu. – Będzie to wyglądać jak spowiedź.
- Obustronna – dodał, przytakując na jej słowa.
- Dlaczego nie wyglądasz jak ty? – spytał, lustrując jej strój.
Faktycznie, ubrana była schludnie. Czarne spodnie, biała bluzka na ramiączka, skórzana kurtka, jednak to wszystko nie pasowało do Ines van Roth, uważanej za wzór Arystokratek. Jej zwykle bujne, lekko kręcone włosy tego dnia były zwyczajnymi, idealnymi, prostymi kosmykami, w których nie było ani krztyny fantazji.
- Lekcje mam dopiero za dwie godziny. – Wzruszyła ramionami. – Poza tym chciałam wyglądać bardziej jak Ines, nie van Roth, jak to zwykle się do mnie zwracasz.
- Ines to zbyt piękne imię jak dla dziewuchy z tak paskudnym charakterem – odpowiedział.
Zaśmiała się.
- Zawsze, gdy prawisz kobietom komplementy, następnie częstujesz je obelgą? – Uniosła brew, zakładając ręce na piersiach.
- Tylko ty masz taki przywilej – skwitował, dogaszając niedopałek. – Usiądźmy. – Wskazał ławkę.
- Jak ci się układa z Emmą? – zapytała, bawiąc się pierścionkiem na swoim palcu.
- Z Vivi układałoby się lepiej, gdybyś nie opowiadała o naszej przeszłości – odpowiedział, patrząc przed siebie.
Zawsze tak robił, kiedy był na kogoś bardzo zły.
- Nie ja jej powiedziałam.
Zerknął na nią z ukosa. Nie kłamała.
- Co w niej widzisz? –zadała kolejne pytanie.– Co jest w niej tak wyjątkowego, że zwróciłeś na nią uwagę? – dodała, aby nie uznał jej pytania za w jakikolwiek sposób absorbujące, niemiłe, pretensjonalne.
- Jest twoim przeciwieństwem – wytłumaczył bez ogródek.
- Czyli?
- Nie potrafi bawić się uczuciami, jest silną kobietą, co prawda w ciele dziecka, nie macie ze sobą kompletnie żadnych podobieństw fizycznych, ma charakter, ale o wiele mniej restrykcyjny od twojego.
- Nie mamy podobieństw – szepnęła.
- Nie – powiedział sucho, wyciągając z paczki kolejnego papierosa.
- Dalej mnie nienawidzisz?
- Nie, Ines. – Uśmiechnął się słabo. – Nie żywię urazy. Dzięki tobie jestem, kim jestem, ale również przez ciebie jestem, kim jestem. Już nigdy nie dam traktować się jak psa, to jest pewne – dodał dobitnie.
Spuściła głowę, zasłaniając pełne poczucia winy spojrzenie kotarą włosów.
- Nie traktowałam cię jak psa…- szepnęła.
Położył rękę na jej policzku i mocnym ruchem zmusił, aby na niego spojrzała.
- Tak?! Nie traktowałaś?! Bo tak się czułem… Za każdym razem, gdy błagałem, abyś poświęciła mi chwilę swojego czasu, a ty mówiłaś nie… Robiłaś to tylko wtedy, kiedy miałaś ochotę. – Stal jego oczu sprawiła, że zaczęła się bać.
- Nie, to nie…
- Kochałem cię mimo wszystko, a ty to wykorzystałaś… Teraz nie wiem, dlaczego chodzisz za mną jak cień, dlaczego chcesz mnie z powrotem?
-  Może wcześniej…- Głos jej się urwał. – Byłeś tylko… Ale gdy Cię nie było… Wcześniej nigdy nie czułam jak rozrywa mi się serce.
- Obawiam się, że to twoja kolejna konfabulacja, Ines. Nie kochasz mnie, jako osobę, ale kochasz mnie, jako coś, czego nie możesz już mieć – powiedział spokojnie.
- Nie jestem aż takim potworem – odparła prawie krzycząc. – To, kim byłam wcześniej… Nigdy tego nie zrozumiesz…  Ale dobrze zauważyłeś, jestem słaba w środku, choć na zewnątrz widać co innego. – Wstała z miejsca, poprawiając kurtkę.
- Ty płaczesz, czy to kolejna twoja gierka? – zapytał, robiąc duże oczy ze zdziwienia, widząc jej szkliste spojrzenie.
- Nie będę dostarczać ci już rozrywki, jaką jest moja słabość.
- Jesteś van Roth do cholery! – krzyknął za nią. – Ty nie czujesz! – wyszedł z ławki, zaczesując blond włosy do tyłu.
- Czyli jestem świetną aktorką – odpowiedziała cicho, wycierając łzę z policzka.
W następnej chwili nie było już jej w kaplicy.

Etan został sam ze swoimi wątpliwościami. Nie wyglądała na manipulatora, który chce wzbudzić w nim sztuczne poczucie winy. Nie oskarżyła go o nic, a mogła to zrobić. Woods wziął swój szkic, zgniótł go w prawej dłoni i wyszedł pospiesznie z kaplicy. Chciał odgonić myśli, że być może nadal coś do niej czuje. To byłoby niedorzeczne, po tym, jak go traktowała. Mimo wszystko podzielił z nią smutek i nie potrafił cieszyć się z odniesionego sukcesu. 
______________________________________________

Cześć ;)
Po dość długiej przerwie rozdział jakoś cudem się napisał. 
Dedykowany największemu sernikowi, jaki chodzi po tej ziemi :D 
W każdym bądź razie liczę na komentarze :)
Kochająca A. Wilk
:*

11 komentarzy:

  1. Fajny rozdział :D Ale chciałabym, żeby kolejne były dodawane częściej :)

    Czekam na następny i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Naprawdę, z całego serca postaram się dodawać częściej :)

      Usuń
  2. Wspaniały♥
    Siedziałam z otwartą buzią. Zaskoczyła Mnie rozmowa pomiędzy Etan'em a Iris.
    Zaintrygowały Mnie groźby. Kto je pisze.
    Bardzo ciekawe opowiadanie.Pięknie piszesz ;)
    Czekam na next i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hmm. groźby? ciekawy rozdział <3 czekam na kolejny i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. wszystko fajne ale częściej dodawaj bo to strasznie odciąga od klimatu a jest naprawdę co czytać pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Postaram się w tym tygodniu wrzucić <3

      Usuń
    2. Kiedy następny bo nie możemy się doczekać? :3

      Usuń
  6. rozumiem wena ale wiesz no bez przesady... a jest co czytać ;)

    OdpowiedzUsuń