- Przyszedłem ogłosić dobrą nowinę – powiedział kpiącym
tonem.
- Od kiedy robisz za posłańca, Christianie? – spytała Vivi,
po czym jęknęła z bólu.
- Może chcesz przerwę? – Etan od razu odsunął igłę od jej
śmietanowej, delikatnej skóry, potem przejechał ostrożnie zwilżoną chusteczką,
co dało jej trochę ulgi. Christian patrzył na to z lekkim zdenerwowaniem.
Pokręciła przecząco głową, mimo to on nie powrócił do zajęcia.
- Od kiedy przyjechała dostawa koni dla tych, którzy dołączą
w styczniu, w tym także dla was – odpowiedział Vivi, patrząc na Carmen, która
gapiła się w gablotkę z kolczykami.
- Naprawdę?! – Vivi była ogromnie podekscytowana, od dawna
czekała na swój „środek transportu”.
- Wreszcie doczekałaś się swojego różowego kucyka – zaśmiał się, a za
nim Etan.
- Bardzo śmieszne – skwitowała.
- Carmen, czy moglibyśmy…- zaczął, patrząc jej w oczy, lekko dotykając ramienia.
Ktoś stuknął w szybę salonu. Blondynka odwróciła gwałtownie
głowę i zobaczyła Doriana, który machał jej uśmiechnięty. Odmachała, po czym on
zachęcił ruchem dłoni, aby dołączyła do niego na zewnątrz.
- Przepraszam Christian, innym razem. – Minęła go ostrożnie
i wyszła z salonu, bojąc się, że znów powie jej coś niemiłego.
Vivi spojrzała na niego wrogim wzrokiem, gdy dziewczyna
zniknęła pośpiesznie za drzwiami.
- Nie mam jak! – warknął przez zaciśnięte zęby i zaraz go
nie było.
- Możemy kontynuować? – spytał Etan.
- Śmiało.
***
- Kompletnie nie wiedziałam, że Alexis ma grać! – krzyknęła
Carmen, podekscytowana.
- Mało osób wie, że nasza ruda kocha koszykówkę – zaśmiał
się Dorian.
Usiedli na trybunach. Jeszcze niedawno Car siedziała trzy
pietra wyżej, patrząc na arenę, po której dzisiaj nie było już śladu. Usiedli
na trybunach w pierwszym rzędzie. Po chwili podbiegła do nich ognistowłosa
piękność, przebrana w czarne, krótkie spodenki i T-shirt z logiem ich drużyny,
na kolanach lśniły czerwone ochraniacze.
- Niespodzianka Carmen! – pisnęła wesoło.
- Za ile gracie? – spytał Dorian.
- Dziesięć minut – odpowiedziała, patrząc na wielki zegar.
- Powodzenia! – krzyknęła blondynka, gdy dało się słyszeć
głośny dźwięk, sygnalizujący zbiórkę drużyn.
- Liczę na wasz doping, moje słodkie cheeliederki. –
Wytknęła język na kwaśną minę Doriana i pobiegła na boisko.
Carmen pomachała za nią.
- Dobra jest? – spytała.
- Najlepsza – odpowiedział, uśmiechając się zalotnie do
Carmen, która tylko wywróciła oczami.
Rozgrywka rozpoczęła się. Alexis grała z niektórymi
dziewczętami, które Carmen znała jedynie z widzenia. Wskazywała palcem na
poniektóre osoby, a Dorian zaraz zdawał jej całą relację na temat tej postaci.
Podnosili się i krzyczeli za każdym razem, gdy padł gol. Na Sali było niewiele
osób, ale mimo to hałas był ogłuszający. Rudowłosa grała pewnie i szybko, miała
świetnego cela, mimo że nie należała do najwyższych w drużynie, zawsze sięgała
do kosza, wieszając się na nim za każdym razem, gdy trafiła.
- Wow! Widziałeś?! – Carmen wskazała na wysoką dziewczynę,
grającą w przeciwnej drużynie, która sfaulowała koleżankę Alexis.
Miała krucze włosy i była naprawdę ładna. Gdy biegła, widać było zarys mięśni na nogach, a gdy rzucała do kosza koszulka odkrywała brzuch, odsłaniając lekki "kaloryfer".
- To Katia, z kasty Wojowników. Bliska przyjaciółka
Christiana – burknął.
- Dość brutalna – skomentowała jej zachowanie blondynka.
- Niemniej jak Christian – dodał.
- Christian nie jest brutalny, może lekko nadpobudliwy, ale
umie grać fair, tak jak na arenie – obroniła go. – Nikomu nie strzelił w plecy.
– Spojrzała Dorianowi w oczy.
- Lubisz go chyba, co? – zapytał.
- Nie przepadamy za sobą. Właściwie to on chyba mnie
nienawidzi – westchnęła. – Nie chcę o tym gadać – dodała, gdy zobaczyła, ze
otwiera usta, aby coś powiedzieć.
- Trzydzieści do dwudziestu pięciu. Chyba wygrają!
- Jeszcze pół godziny, nic nie wiadomo – powiedziała Carmen.
Koniec końców wygrała drużyna Alexis z przewagą dziesięciu
punktów. Wyszli razem z koloseum.
- Boże! Myślałam, że padnę próbując kryć Katie! – mówiła
rozpromieniona wygraną.
- Zaczęłam się o ciebie bać, gdy wywaliła tamtą dziewczynę –
przyznała Carmen.
- Naprawdę? – powiedziała Alexis, podchodząc do blondynki
bardzo blisko.
Ręka rudej spoczęła na plecach Carmen. Ta posłała Dorianowi
błagające o pomoc spojrzenie, a on ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia
śmiechem.
- Eee, no bo mogło ci się coś stać, no nie? – wydukała.
- Spokojnie, Katia mnie nie dotknie – odpowiedziała i
puściła Carmen, która odetchnęła z ulgą. – Nie obrazicie, jeśli was opuszczę? –
spytała, patrząc na grupkę Naukowców, siedzących na murku.
- Nie – odpowiedział szybko Dorian.
- Zobaczymy się później. – Uśmiechnęła się ruda i odeszła.
Szli przez chwilę w milczeniu, słońce już zachodziło.
- Słyszałaś o dzisiejszej dostawie? – spytał.
- Koni?
- Tak.
- Słyszałam – odpowiedziała.
- Ponad miesiąc i przyjadą nowi rekruci, cieszysz się? –
Spojrzał na nią przenikliwie.
Wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem – odparła, otaczając ramiona rękoma.
- Jest ci zimno?
- Nie. – Pokręciła głową.
- Miałabyś może jutro ochotę…-Spojrzała na niego błękitnymi
oczyma z lekkim uśmiechem i zaniemówił.
- Hmm?
- Nic, po prostu…Chciałem spytać, czy nie chciałabyś jutro
może trochę pojeździć konno. – Wsadził ręce w kieszenie ciemnych jeansów.
Miał dzisiaj na sobie zwykłą, białą koszulkę. Zazwyczaj
widywała go w eleganckich koszulach, schludnie ubranego. Brązowe włosy postawił
sobie na żel. Stworzył obrazek zbuntowanego Arystokraty, co jej się bardzo podobało.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk odbijającego się kamienia, którego kopnął,
czekając na odpowiedź. Uśmiechnęła się.
- Tak szczerze…Boję się koni – powiedziała zawstydzona.
- Wtedy one bardziej boją się ciebie – oznajmił.
- Wiem, ale…
- Spokojnie, przecież będę przy tobie – przerwał jej. – Nie
stanie ci się krzywda – zapewnił.
- Czas iść – powiedziała, gubiąc wzrok gdzieś na końcowych piętrach
wieżowca.
Wsiedli do windy. Zobaczyła jak szybkim krokiem zbliża się
Christian, jednak gdy ich zobaczył nagle zwolnił, przez co nie wsiadł z nimi.
Opuścił spojrzenie i odwrócił się do nich plecami, udając że coś go
zainteresowało. Gdy drzwi się zamknęły Carmen aż oparła się o barierki,
wypuszczając głośno powietrze, które kumulowała w napięciu bardzo długo.
- Wszystko w porządku? – spytał Dorian podpierając ją
własnymi dłońmi, aby nie upadła. – Ten gnój coś ci zrobił?
- Nie, jest okey – zapewniła, szybko reagując na jego dotyk.
Wyprostowała się jak struna, choć on puścił ją dopiero, gdy drzwi otworzyły się
na nowo.
Chłopak odprowadził dziewczynę aż do końca korytarza. Zastała
już Vivi, która leżała na łóżku plecami do góry.
- Boli? – spytała, dotykając opuszkami opatrunku.
- Jak cholera, ale było warto – mruknęła cicho Viana. – A ty
jak się bawiłaś?
- Było…miło. – Uśmiechnęła się sama do siebie i odwiesiła
bluzę do szafy.
- Christian chciał cię przeprosić – oznajmiła Vivi, wstając
i zakładając ręce na piersi. – Uciekłaś mu spryciulo. – Na jej twarzy pojawił się
znaczący uśmieszek.
- Chciał przeprosić? – Carmen otworzyła usta ze zdziwienia i
odwróciła się w stronę koleżanki.
- Tak.
- To…Dość nie w jego stylu, prawda? – zastanawiała się
blondynka, zamykając drzwi szafy.
- Christian tylko sprawia wrażenie tego złego. – Zmarszczyła
brwi. – Jeszcze bardzo go polubisz – dodała, uśmiechając się.
- Chciałabym, ale nie wiem, czy pozwoli mi na to –
westchnęła. – Jestem zmęczona, chyba się już położę – oznajmiła.
- Ja też padam z nóg – dopowiedziała Vivi i obie rzuciły się
na miękkie łóżka, chichocząc.
~*~
Następnego dnia Dorian odebrał Ronovan z biblioteki i udali się
na błonia, gdzie bardzo dużo osób spędzało wolne, niedzielne popołudnie, grając
w różne gry, jeżdżąc konno lub po prostu będąc na świeżym powietrzu. Carmen nie
była zbyt rozmowna, więc całą drogę spędzili milcząc, co obojgu nie
przeszkadzało.
Pierwszy raz była w
tak ogromnej stajni. Było tu około dwustu koni, które robiły niesamowity hałas.
- Boks twojego znajduję się niedaleko – rzekł Dorian, uśmiechając
się, aby dać dziewczynie otuchy. – Spokojnie, jesteś tu ze mną – dodał, widząc jak
nerwowo wygina palce u rąk.
Pachniało drewnem i słomą. Na dębowej desce wyryte było:
Właściciel: Carmen van Ronovan
Rasa: Koń arabski
Wiek: 4 lata
Płeć: Samiec
Matka: Astra (Koń arabski)
- Odsuń się, a ja go wyprowadzę – powiedział, patrząc jej w
oczy.
Posłusznie zrobiła kilka kroków w tył. Usłyszała stukot
kopyt i zaraz jej oczom ukazało się najpiękniejsze zwierzę, jakie w życiu
widziała. Kasztanowa sierść lśniła, jakby spowita nieznaną mgiełką, oczy miał
ciemne, głębokie i przenikliwe, czuła jakby rozumiał każdą emocję, która ją
teraz przepełniała. Dorian był uśmiechnięty od ucha do ucha, klepiąc konia po
grzbiecie. Zwierzę pokręciło głową, wprawiając w ruch swoją długą,
ciemnobrązową grzywę, która na wierzchu była tak bujna, że ledwo dało się
zobaczyć odstające, czarne na końcach, uszy.
- Chodź, przywitaj się – zachęcił dziewczynę gestem dłoni.
Była niepewna i lekko zestresowana, dlatego to on podszedł
do niej, prowadząc konia za niebieski kantar. Wziął jej dłoń i położył na
głowie ogiera, posuwając w górę i w dół. Zwierzę było bardzo zadowolone, bo
zaraz podeszło do swojej właścicielki, trącając ją nosem, prosząc o dalsze
pieszczoty.
- Jest cudowny – odpowiedziała.
- Masz szczęście. Idealne wymiary, smukły, lekki, długie,
silne nogi. Carmen on jest stworzony na zawody! – krzyknął entuzjastycznie.
Wyszli na łąkę. Na ławeczkach, porozmieszczanych na krawędziach
siedziało dużo osób. Kasta Wojowników wybrała sobie miejsce na wysokich
murkach, gdzie przywiązywało się lejce. Wśród nich siedziało rodzeństwo
Purcelle. Vivi pomachała do koleżanki, za to Christian miał grobową minę. Byli
tylko dziesięć metrów od siebie, Carmen była trochę speszona, że będą dokładnie
widzieć jej porażki w jeżdżeniu konno. Ktoś przejechał obok nich w takim
tempie, że rozpuszczone włosy blondynki wleciały jej na twarz.
- To Andrew, wariat – skomentował.
- Szybki jest – dodała.
- Wsiadaj – powiedział Dorian, kręcąc głową w geście
dezaprobaty.
Poprawił siodło i sprawdził, czy wszystko jest przymocowane.
Pokierował nią, którą nogą ma zacząć, jednak Carmen nie mogła się podnieść, a
ogier odskakiwał na boki, za każdym razem, gdy już prawie była na grzbiecie.
- Podsadzę cię – zakomunikował chłopak i uniósł dziewczynę
bezproblemowo, jakby ważyła tyle, co piórko.
Zachwiała się, a następnie chwyciła mocno nagrzbietnik i znalazła
równowagę.
- Silny jesteś – powiedziała spanikowanym głosem, gdy koń
się poruszył.
- Trzymaj się mocno, ściśnij nogi – rozkazał, dotykając
lekko jej łydki i pociągnął sznurek.
Szli przez chwilę w miarę spokojnym rytmem. Miętosiła w
dłoniach wodze, czasami pokuszając się o wplątanie swoich palców w jego lśniącą
grzywę.
- Teraz się wyprostuj i zacznij ruszać biodrami –
powiedział, lekko skrępowany.
- To znaczy?
- Obawiam się, że gdybym chciał ci to pokazać manualnie,
dostałbym w twarz. – Oboje wybuchli głośnym śmiechem.
Koń przyspieszył, co wzbudziło niepokój w Carmen. Nagle Dorian odczepił linkę.
Koń przyspieszył, co wzbudziło niepokój w Carmen. Nagle Dorian odczepił linkę.
- Nie! – zaprotestowała Carmen, robiąc wielkie oczy ze
strachu.
Czuła się bezpiecznie tylko z Dorianem.
- Spokojnie, nigdzie się nie wybieram – odpowiedział,
uśmiechając się do dziewczyny.
Chciał złapać za uzdę, jednak w tym samym czasie padł głośny
wystrzał petardy we wschodniej części łąki. Koń popędził przed siebie, Carmen
ledwo trzymała się na siodle. Zwykłe martensy wyślizgnęły się jej ze strzemion.
Czuła powiew wiatru. Jej ciało było sparaliżowane strachem. Słyszała głośne
krzyki kilku osób. Koń ciągle przyspieszał, nie słuchając nikogo. Nagle
zatrzymał się gwałtownie, przez co wypadła przed jego głowę i gruchnęła o
ziemię. Oczy zaszły jej mgłą. Ogromny ból z klatki piersiowej rozprzestrzeniał
się niemiłosiernie do każdego zakątka jej ciała. Moc uderzenie wycisnęła z jej
płuc całe powietrze, a skurcz mięśni, spowodowany ogromnym cierpieniem nie
pozwalał nabrać kolejnej porcji świeżego tlenu. Poczuła jak metaliczny posmak
krwi wypełnia jej usta.
***
Hej miśki! <3
Przepraszam, ze rozdziału nie było tak długo, ale nie miałam możliwości napisania go, bo niestety ktoś z rodziny przejął mi laptopa i tak wyszło :/
Ten rozdział zajął mi aż 6 stron Worda!
Mam nadzieję, że będzie wam się szybko czytało, bo zamieściłam dużo dialogu.
Dla fanów Vivtan (Vivi&Etan) w ramach pocieszenia powiem, że następny rozdział będzie zawierał więcej waszych ulubieńców :3
Liczę na komentarze z waszej strony :>
Przepraszam za ewentualne błędy, ale pisałam szybko, jak coś wyłapię to jutro wrzucę poprawiony, w godzinach wieczornych.
Kocham i pozdrawiam ;*
A. Wilk
Lubię ten blog bardzo, ale jest jedno ale: koń aby mógł jeździc pod jeźdzcem musi mieć przynajmniej trzy lata :) ~azrael
OdpowiedzUsuńOsobiście nigdy nie miałam do czynienia z koniem i nie doczytałam xD
UsuńDziękuję za cenną uwagę!
Zaraz zmienię w opowiadaniu <3
Proszę :) Jakby co służę pomocą. ~Azrael
UsuńTo będę wiedzieć do kogo bić, jak jakieś sprawy z końmi będą :D
UsuńSuper rozdzialik! W takim momencie kończyć? trenuję 4 lata koszykówkę i nieźle się uśmiałam przy kawałku z meczem... :D mimo to wybaczam wszelkie błędy wynikające z niewiedzy o tym wspaniałym sporcie…<3 rozdzialik świetny i dłuuugi i opłacało się tyle czekać! Weny życzę! :* Vivtan <3 :*
OdpowiedzUsuńJa o niczym nie mam pojęcia .___. We wszystkim pomyłki.
UsuńUznajmy, że to był jakiś inny, wymyślony przeze mnie rodzaj koszykówki xD
Chociaż...Po prostu nie wiem dużo o jakimkolwiek ze sportów. Rozdział pisany bardzo szybko i to może dlatego :)
Faktycznie, mogłam się bardziej przyłożyć i pewnie bym tak zrobiła, gdybym dostała mojego laptopa wcześniej :D
Jeszcze raz przepraszam ;*
Ale cieszę się, że mi mówicie o tym! :D
Oj nie musisz się tłumaczyć ;)
UsuńMuszę, bo moi czytelnicy są dla mnie bardzo ważni <3
UsuńDo tego staram się być lepsza w pisaniu z dnia na dzień i takie komentarze są bardzo pomocne :>
Najadłam się, więc mogłam w pełnym skupieniu zająć się Twoją najnowszą twórczością. :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, rozdział chyba najdłuższy z wszystkich. I tak trzymaj!
Brutalna Katia, ochrzczona tajemniczym określeniem 'bliskiej przyjaciółki Christiana'... Chcę wiedzieć o niej więcej, dużo więcej, jeszcze więcej!! :D Chris sprawia dla mnie wrażenie kogoś, kto ma przyjaciół albo wrogów - nic pomiędzy. Więc jeśli ta dziewczyna rzeczywiście należała do pierwszej grupy, to to już czyni ją niezwykle intrygującą postacią.
Dorian, wara od Carmen. :| Próbowałam jej telepatycznie wyperswadować tego faceta, ale jak widzę jest ona odporna na rozsądne rady starszej koleżanki. :c Eh.
Wątek z Alexis czytałam z grymasem na twarzy. Proszę mi tu nie zarywać do Carmen. :\
No i cieszę się bardzo, że dodałaś inne zdjęcie Chrisa - na tym wygląda o niebo lepiej! Zdobył tym samym moją większą sympatię. :D Znaczy... nie żebym patrzyła tylko na wygląd, nie, nie... wcale xD
Zgodnie z Twoją obietnicą, czekam na więcej Vivtan (hah, niedługo powstanie na blogu osobna zakładka ze słownikiem do opowiadań: wszelkie skróty i słowotwórstwo autorki - wersja dla początkujących ^^).
No a teraz, droga panno, usiądź wygodniej w fotelu. Już Cię chciałam pochwalić, że praktycznie nie znalazłam błędów... aż tu nagle. "Choć, przywitaj się ", " Obaj wybuchli głośnym śmiechem. [w kontekście: Carmen i Dorian, więc powinno być: oboje]", " koń pod wpływem jej ruchów przyspieszał tępa". Zdarza się, wiadomo. ;) Jestem po prostu typem czytelnika, którego to drażni i się czepia, co zrobisz?
Tak czy inaczej, wciąż mam dużo pytań co do rozdziału, więc mam na co niecierpliwie czekać :)
Powodzenia w powrocie do szkoły po wolnym. ;)
Buźka. :*
Jej *.* Dziękuję za tak bogaty komentarz na temat treści i wytknięcie mi błędów (już cię lubię) :D Zostały poprawione :>
UsuńNastępny rozdział nie będzie aż taki długi, bo niestety kosztem zwiększonych ilości linijek jest zwiększona ilość moich baboli :/ Czuje się bezpieczniej w tych czterech stronach, które sprawniej omiatam wzrokiem i poprawiam wszelkie literówki etc.
Także jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ;*
Świetnie idzie Ci pisanie, z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńCzekam na kolejny rozdział jak najszybciej ;3 kocham to opowiadanie 😍
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział w piątek lub sobotę :D <3
Usuńnie da się szybciej niż w piątek?
UsuńUwielbiam! Czekam na dalsze rozdziały i na stosunki Carmen i Christiana :D (mam nadzieję, że nie pomyliłam XD)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńA więc, Adziu, kochana <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to wczoraj, ale po prostu nie miałam siły, aby dodać komentarz ;). Dlatego nadrabiam to teraz :3.
Historia się rozkręca... Christian, który chce przeprosić Carmen? Nie spodziewałam się tego! Mecz koszykówki (uwielbiam ten sport <3 i dziękuję, że umieściłaś go w swoim opowiadaniu) był lekko niedopracowany, ale wiesz, nie martw się! Poczytasz trochę na jakiś temat, obejrzysz kilka filmików na YouTube i masz już o czymś pojęcie, więc - rozwijaj się! (Ja tak mam, jak mam opisywać jakiś taniec w moim opowiadaniu - dwa miliony filmików i wikipedia - czasem wychodzi xD)
Zastanawia mnie fakt, dlaczego Carmen boi się koni - czyżby stała za tym jakaś głębsza historia? No i jeszcze - co z nią będzie?
Komentarz nie zbyt dopracowany, przepraszam, ale dobija mnie nadchodząca szkoła xD.
Pozdrawiam, całuję i weny życzę,
` Ro.
super proszę pisz częściej bo to jest super mogła bym to czytać cały dzień to jest cudowne jestem ciekawa co będzie dale pomiędzy Carmen i Christianem :)
OdpowiedzUsuńZnaki interpunkcyjne [*]
Usuńczy mogę prosić o tytuły piosenek? :)
OdpowiedzUsuń