niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 5

- Przyszedłem ogłosić dobrą nowinę – powiedział kpiącym tonem.
- Od kiedy robisz za posłańca, Christianie? – spytała Vivi, po czym jęknęła z bólu.
- Może chcesz przerwę? – Etan od razu odsunął igłę od jej śmietanowej, delikatnej skóry, potem przejechał ostrożnie zwilżoną chusteczką, co dało jej trochę ulgi. Christian patrzył na to z lekkim zdenerwowaniem. Pokręciła przecząco głową, mimo to on nie powrócił do zajęcia.
- Od kiedy przyjechała dostawa koni dla tych, którzy dołączą w styczniu, w tym także dla was – odpowiedział Vivi, patrząc na Carmen, która gapiła się w gablotkę z kolczykami.


- Naprawdę?! – Vivi była ogromnie podekscytowana, od dawna czekała na swój „środek transportu”.
- Wreszcie doczekałaś się swojego różowego kucyka – zaśmiał się, a za nim Etan.
- Bardzo śmieszne – skwitowała.
- Carmen, czy moglibyśmy…- zaczął, patrząc jej w oczy, lekko dotykając ramienia.
Ktoś stuknął w szybę salonu. Blondynka odwróciła gwałtownie głowę i zobaczyła Doriana, który machał jej uśmiechnięty. Odmachała, po czym on zachęcił ruchem dłoni, aby dołączyła do niego na zewnątrz.
- Przepraszam Christian, innym razem. – Minęła go ostrożnie i wyszła z salonu, bojąc się, że znów powie jej coś niemiłego.
Vivi spojrzała na niego wrogim wzrokiem, gdy dziewczyna zniknęła pośpiesznie za drzwiami.
- Nie mam jak! – warknął przez zaciśnięte zęby i zaraz go nie było.
- Możemy kontynuować? – spytał Etan.
- Śmiało.
***
- Kompletnie nie wiedziałam, że Alexis ma grać! – krzyknęła Carmen, podekscytowana.
- Mało osób wie, że nasza ruda kocha koszykówkę – zaśmiał się Dorian.
Usiedli na trybunach. Jeszcze niedawno Car siedziała trzy pietra wyżej, patrząc na arenę, po której dzisiaj nie było już śladu. Usiedli na trybunach w pierwszym rzędzie. Po chwili podbiegła do nich ognistowłosa piękność, przebrana w czarne, krótkie spodenki i T-shirt z logiem ich drużyny, na kolanach lśniły czerwone ochraniacze.
- Niespodzianka Carmen! – pisnęła wesoło.
- Za ile gracie? – spytał Dorian.
- Dziesięć minut – odpowiedziała, patrząc na wielki zegar.
- Powodzenia! – krzyknęła blondynka, gdy dało się słyszeć głośny dźwięk, sygnalizujący zbiórkę drużyn.
- Liczę na wasz doping, moje słodkie cheeliederki. – Wytknęła język na kwaśną minę Doriana i pobiegła na boisko.
Carmen pomachała za nią.
- Dobra jest? – spytała.
- Najlepsza – odpowiedział, uśmiechając się zalotnie do Carmen, która tylko wywróciła oczami.
Rozgrywka rozpoczęła się. Alexis grała z niektórymi dziewczętami, które Carmen znała jedynie z widzenia. Wskazywała palcem na poniektóre osoby, a Dorian zaraz zdawał jej całą relację na temat tej postaci. Podnosili się i krzyczeli za każdym razem, gdy padł gol. Na Sali było niewiele osób, ale mimo to hałas był ogłuszający. Rudowłosa grała pewnie i szybko, miała świetnego cela, mimo że nie należała do najwyższych w drużynie, zawsze sięgała do kosza, wieszając się na nim za każdym razem, gdy trafiła.
- Wow! Widziałeś?! – Carmen wskazała na wysoką dziewczynę, grającą w przeciwnej drużynie, która sfaulowała koleżankę Alexis.
Miała krucze włosy i była naprawdę ładna. Gdy biegła, widać było zarys mięśni na nogach, a gdy rzucała do kosza koszulka odkrywała brzuch, odsłaniając lekki "kaloryfer".
- To Katia, z kasty Wojowników. Bliska przyjaciółka Christiana – burknął.
- Dość brutalna – skomentowała jej zachowanie blondynka.
- Niemniej jak Christian – dodał.
- Christian nie jest brutalny, może lekko nadpobudliwy, ale umie grać fair, tak jak na arenie – obroniła go. – Nikomu nie strzelił w plecy. – Spojrzała Dorianowi w oczy.
- Lubisz go chyba, co? – zapytał.
- Nie przepadamy za sobą. Właściwie to on chyba mnie nienawidzi – westchnęła. – Nie chcę o tym gadać – dodała, gdy zobaczyła, ze otwiera usta, aby coś powiedzieć.

- Trzydzieści do dwudziestu pięciu. Chyba wygrają!
- Jeszcze pół godziny, nic nie wiadomo – powiedziała Carmen.
Koniec końców wygrała drużyna Alexis z przewagą dziesięciu punktów. Wyszli razem z koloseum.
- Boże! Myślałam, że padnę próbując kryć Katie! – mówiła rozpromieniona wygraną.
- Zaczęłam się o ciebie bać, gdy wywaliła tamtą dziewczynę – przyznała Carmen.
- Naprawdę? – powiedziała Alexis, podchodząc do blondynki bardzo blisko.
Ręka rudej spoczęła na plecach Carmen. Ta posłała Dorianowi błagające o pomoc spojrzenie, a on ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.
- Eee, no bo mogło ci się coś stać, no nie? – wydukała.
- Spokojnie, Katia mnie nie dotknie – odpowiedziała i puściła Carmen, która odetchnęła z ulgą. – Nie obrazicie, jeśli was opuszczę? – spytała, patrząc na grupkę Naukowców, siedzących na murku.
- Nie – odpowiedział szybko Dorian.
- Zobaczymy się później. – Uśmiechnęła się ruda i odeszła.
Szli przez chwilę w milczeniu, słońce już zachodziło.
- Słyszałaś o dzisiejszej dostawie? – spytał.
- Koni?
- Tak.
- Słyszałam – odpowiedziała.
- Ponad miesiąc i przyjadą nowi rekruci, cieszysz się? – Spojrzał na nią przenikliwie.
Wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem – odparła, otaczając ramiona rękoma.
- Jest ci zimno?
- Nie. – Pokręciła głową.
- Miałabyś może jutro ochotę…-Spojrzała na niego błękitnymi oczyma z lekkim uśmiechem i zaniemówił.
- Hmm?
- Nic, po prostu…Chciałem spytać, czy nie chciałabyś jutro może trochę pojeździć konno. – Wsadził ręce w kieszenie ciemnych jeansów.
Miał dzisiaj na sobie zwykłą, białą koszulkę. Zazwyczaj widywała go w eleganckich koszulach, schludnie ubranego. Brązowe włosy postawił sobie na żel. Stworzył obrazek zbuntowanego Arystokraty, co jej się bardzo podobało. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk odbijającego się kamienia, którego kopnął, czekając na odpowiedź. Uśmiechnęła się.
- Tak szczerze…Boję się koni – powiedziała zawstydzona.
- Wtedy one bardziej boją się ciebie – oznajmił.
- Wiem, ale…
- Spokojnie, przecież będę przy tobie – przerwał jej. – Nie stanie ci się krzywda – zapewnił.
Zatrzymał się i ze smutkiem zdała sobie sprawę, że są już przy kampusie.
- Czas iść – powiedziała, gubiąc wzrok gdzieś na końcowych piętrach wieżowca.
Wsiedli do windy. Zobaczyła jak szybkim krokiem zbliża się Christian, jednak gdy ich zobaczył nagle zwolnił, przez co nie wsiadł z nimi. Opuścił spojrzenie i odwrócił się do nich plecami, udając że coś go zainteresowało. Gdy drzwi się zamknęły Carmen aż oparła się o barierki, wypuszczając głośno powietrze, które kumulowała w napięciu bardzo długo.
- Wszystko w porządku? – spytał Dorian podpierając ją własnymi dłońmi, aby nie upadła. – Ten gnój coś ci zrobił?
- Nie, jest okey – zapewniła, szybko reagując na jego dotyk. Wyprostowała się jak struna, choć on puścił ją dopiero, gdy drzwi otworzyły się na nowo.
Chłopak odprowadził dziewczynę aż do końca korytarza. Zastała już Vivi, która leżała na łóżku plecami do góry.
- Boli? – spytała, dotykając opuszkami opatrunku.
- Jak cholera, ale było warto – mruknęła cicho Viana. – A ty jak się bawiłaś?
- Było…miło. – Uśmiechnęła się sama do siebie i odwiesiła bluzę do szafy.
- Christian chciał cię przeprosić – oznajmiła Vivi, wstając i zakładając ręce na piersi. – Uciekłaś mu spryciulo. – Na jej twarzy pojawił się znaczący uśmieszek.
- Chciał przeprosić? – Carmen otworzyła usta ze zdziwienia i odwróciła się w stronę koleżanki.
- Tak.
- To…Dość nie w jego stylu, prawda? – zastanawiała się blondynka, zamykając drzwi szafy.
- Christian tylko sprawia wrażenie tego złego. – Zmarszczyła brwi. – Jeszcze bardzo go polubisz – dodała, uśmiechając się.
- Chciałabym, ale nie wiem, czy pozwoli mi na to – westchnęła. – Jestem zmęczona, chyba się już położę – oznajmiła.
- Ja też padam z nóg – dopowiedziała Vivi i obie rzuciły się na miękkie łóżka, chichocząc.
~*~
Następnego dnia Dorian odebrał Ronovan z biblioteki i udali się na błonia, gdzie bardzo dużo osób spędzało wolne, niedzielne popołudnie, grając w różne gry, jeżdżąc konno lub po prostu będąc na świeżym powietrzu. Carmen nie była zbyt rozmowna, więc całą drogę spędzili milcząc, co obojgu nie przeszkadzało.
 Pierwszy raz była w tak ogromnej stajni. Było tu około dwustu koni, które robiły niesamowity hałas.
- Boks twojego znajduję się niedaleko – rzekł Dorian, uśmiechając się, aby dać dziewczynie otuchy. – Spokojnie, jesteś tu ze mną – dodał, widząc jak nerwowo wygina palce u rąk.
Pachniało drewnem i słomą. Na dębowej desce wyryte było:
Właściciel: Carmen van Ronovan
Rasa: Koń arabski
Wiek: 4 lata
Płeć: Samiec
Matka: Astra (Koń arabski)
- Odsuń się, a ja go wyprowadzę – powiedział, patrząc jej w oczy.
Posłusznie zrobiła kilka kroków w tył. Usłyszała stukot kopyt i zaraz jej oczom ukazało się najpiękniejsze zwierzę, jakie w życiu widziała. Kasztanowa sierść lśniła, jakby spowita nieznaną mgiełką, oczy miał ciemne, głębokie i przenikliwe, czuła jakby rozumiał każdą emocję, która ją teraz przepełniała. Dorian był uśmiechnięty od ucha do ucha, klepiąc konia po grzbiecie. Zwierzę pokręciło głową, wprawiając w ruch swoją długą, ciemnobrązową grzywę, która na wierzchu była tak bujna, że ledwo dało się zobaczyć odstające, czarne na końcach, uszy.

- Chodź, przywitaj się – zachęcił dziewczynę gestem dłoni.
Była niepewna i lekko zestresowana, dlatego to on podszedł do niej, prowadząc konia za niebieski kantar. Wziął jej dłoń i położył na głowie ogiera, posuwając w górę i w dół. Zwierzę było bardzo zadowolone, bo zaraz podeszło do swojej właścicielki, trącając ją nosem, prosząc o dalsze pieszczoty.
- Jest cudowny – odpowiedziała.
- Masz szczęście. Idealne wymiary, smukły, lekki, długie, silne nogi. Carmen on jest stworzony na zawody! – krzyknął entuzjastycznie.
Wyszli na łąkę. Na ławeczkach, porozmieszczanych na krawędziach siedziało dużo osób. Kasta Wojowników wybrała sobie miejsce na wysokich murkach, gdzie przywiązywało się lejce. Wśród nich siedziało rodzeństwo Purcelle. Vivi pomachała do koleżanki, za to Christian miał grobową minę. Byli tylko dziesięć metrów od siebie, Carmen była trochę speszona, że będą dokładnie widzieć jej porażki w jeżdżeniu konno. Ktoś przejechał obok nich w takim tempie, że rozpuszczone włosy blondynki wleciały jej na twarz.
- To Andrew, wariat – skomentował.
- Szybki jest – dodała.
- Wsiadaj – powiedział Dorian, kręcąc głową w geście dezaprobaty.
Poprawił siodło i sprawdził, czy wszystko jest przymocowane. Pokierował nią, którą nogą ma zacząć, jednak Carmen nie mogła się podnieść, a ogier odskakiwał na boki, za każdym razem, gdy już prawie była na grzbiecie.
- Podsadzę cię – zakomunikował chłopak i uniósł dziewczynę bezproblemowo, jakby ważyła tyle, co piórko.
Zachwiała się, a następnie chwyciła mocno nagrzbietnik i znalazła równowagę.
- Silny jesteś – powiedziała spanikowanym głosem, gdy koń się poruszył.
- Trzymaj się mocno, ściśnij nogi – rozkazał, dotykając lekko jej łydki i pociągnął sznurek.
Szli przez chwilę w miarę spokojnym rytmem. Miętosiła w dłoniach wodze, czasami pokuszając się o wplątanie swoich palców w jego lśniącą grzywę.
- Teraz się wyprostuj i zacznij ruszać biodrami – powiedział, lekko skrępowany.
- To znaczy?
- Obawiam się, że gdybym chciał ci to pokazać manualnie, dostałbym w twarz. – Oboje wybuchli głośnym śmiechem.
Koń przyspieszył, co wzbudziło niepokój w Carmen. Nagle Dorian odczepił linkę.
- Nie! – zaprotestowała Carmen, robiąc wielkie oczy ze strachu.
Czuła się bezpiecznie tylko z Dorianem.
- Spokojnie, nigdzie się nie wybieram – odpowiedział, uśmiechając się do dziewczyny.

Chciał złapać za uzdę, jednak w tym samym czasie padł głośny wystrzał petardy we wschodniej części łąki. Koń popędził przed siebie, Carmen ledwo trzymała się na siodle. Zwykłe martensy wyślizgnęły się jej ze strzemion. Czuła powiew wiatru. Jej ciało było sparaliżowane strachem. Słyszała głośne krzyki kilku osób. Koń ciągle przyspieszał, nie słuchając nikogo. Nagle zatrzymał się gwałtownie, przez co wypadła przed jego głowę i gruchnęła o ziemię. Oczy zaszły jej mgłą. Ogromny ból z klatki piersiowej rozprzestrzeniał się niemiłosiernie do każdego zakątka jej ciała. Moc uderzenie wycisnęła z jej płuc całe powietrze, a skurcz mięśni, spowodowany ogromnym cierpieniem nie pozwalał nabrać kolejnej porcji świeżego tlenu. Poczuła jak metaliczny posmak krwi wypełnia jej usta.
***
Hej miśki! <3
Przepraszam, ze rozdziału nie było tak długo, ale nie miałam możliwości napisania go, bo niestety ktoś z rodziny przejął mi laptopa i tak wyszło :/
Ten rozdział zajął mi aż 6 stron Worda! 
Mam nadzieję, że będzie wam się szybko czytało, bo zamieściłam dużo dialogu.
Dla fanów Vivtan (Vivi&Etan) w ramach pocieszenia powiem, że następny rozdział będzie zawierał więcej waszych ulubieńców :3
Liczę na komentarze z waszej strony :>
Przepraszam za ewentualne błędy, ale pisałam szybko, jak coś wyłapię to jutro wrzucę poprawiony, w godzinach wieczornych. 
Kocham i pozdrawiam ;*
A. Wilk

21 komentarzy:

  1. Lubię ten blog bardzo, ale jest jedno ale: koń aby mógł jeździc pod jeźdzcem musi mieć przynajmniej trzy lata :) ~azrael

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nigdy nie miałam do czynienia z koniem i nie doczytałam xD
      Dziękuję za cenną uwagę!
      Zaraz zmienię w opowiadaniu <3

      Usuń
    2. Proszę :) Jakby co służę pomocą. ~Azrael

      Usuń
    3. To będę wiedzieć do kogo bić, jak jakieś sprawy z końmi będą :D

      Usuń
  2. Super rozdzialik! W takim momencie kończyć? trenuję 4 lata koszykówkę i nieźle się uśmiałam przy kawałku z meczem... :D mimo to wybaczam wszelkie błędy wynikające z niewiedzy o tym wspaniałym sporcie…<3 rozdzialik świetny i dłuuugi i opłacało się tyle czekać! Weny życzę! :* Vivtan <3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja o niczym nie mam pojęcia .___. We wszystkim pomyłki.
      Uznajmy, że to był jakiś inny, wymyślony przeze mnie rodzaj koszykówki xD
      Chociaż...Po prostu nie wiem dużo o jakimkolwiek ze sportów. Rozdział pisany bardzo szybko i to może dlatego :)
      Faktycznie, mogłam się bardziej przyłożyć i pewnie bym tak zrobiła, gdybym dostała mojego laptopa wcześniej :D
      Jeszcze raz przepraszam ;*
      Ale cieszę się, że mi mówicie o tym! :D

      Usuń
    2. Oj nie musisz się tłumaczyć ;)

      Usuń
    3. Muszę, bo moi czytelnicy są dla mnie bardzo ważni <3
      Do tego staram się być lepsza w pisaniu z dnia na dzień i takie komentarze są bardzo pomocne :>

      Usuń
  3. Najadłam się, więc mogłam w pełnym skupieniu zająć się Twoją najnowszą twórczością. :)
    Rzeczywiście, rozdział chyba najdłuższy z wszystkich. I tak trzymaj!
    Brutalna Katia, ochrzczona tajemniczym określeniem 'bliskiej przyjaciółki Christiana'... Chcę wiedzieć o niej więcej, dużo więcej, jeszcze więcej!! :D Chris sprawia dla mnie wrażenie kogoś, kto ma przyjaciół albo wrogów - nic pomiędzy. Więc jeśli ta dziewczyna rzeczywiście należała do pierwszej grupy, to to już czyni ją niezwykle intrygującą postacią.
    Dorian, wara od Carmen. :| Próbowałam jej telepatycznie wyperswadować tego faceta, ale jak widzę jest ona odporna na rozsądne rady starszej koleżanki. :c Eh.
    Wątek z Alexis czytałam z grymasem na twarzy. Proszę mi tu nie zarywać do Carmen. :\
    No i cieszę się bardzo, że dodałaś inne zdjęcie Chrisa - na tym wygląda o niebo lepiej! Zdobył tym samym moją większą sympatię. :D Znaczy... nie żebym patrzyła tylko na wygląd, nie, nie... wcale xD
    Zgodnie z Twoją obietnicą, czekam na więcej Vivtan (hah, niedługo powstanie na blogu osobna zakładka ze słownikiem do opowiadań: wszelkie skróty i słowotwórstwo autorki - wersja dla początkujących ^^).
    No a teraz, droga panno, usiądź wygodniej w fotelu. Już Cię chciałam pochwalić, że praktycznie nie znalazłam błędów... aż tu nagle. "Choć, przywitaj się ", " Obaj wybuchli głośnym śmiechem. [w kontekście: Carmen i Dorian, więc powinno być: oboje]", " koń pod wpływem jej ruchów przyspieszał tępa". Zdarza się, wiadomo. ;) Jestem po prostu typem czytelnika, którego to drażni i się czepia, co zrobisz?
    Tak czy inaczej, wciąż mam dużo pytań co do rozdziału, więc mam na co niecierpliwie czekać :)
    Powodzenia w powrocie do szkoły po wolnym. ;)
    Buźka. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej *.* Dziękuję za tak bogaty komentarz na temat treści i wytknięcie mi błędów (już cię lubię) :D Zostały poprawione :>
      Następny rozdział nie będzie aż taki długi, bo niestety kosztem zwiększonych ilości linijek jest zwiększona ilość moich baboli :/ Czuje się bezpieczniej w tych czterech stronach, które sprawniej omiatam wzrokiem i poprawiam wszelkie literówki etc.
      Także jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Świetnie idzie Ci pisanie, z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny rozdział jak najszybciej ;3 kocham to opowiadanie 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział w piątek lub sobotę :D <3

      Usuń
    2. nie da się szybciej niż w piątek?

      Usuń
  6. Uwielbiam! Czekam na dalsze rozdziały i na stosunki Carmen i Christiana :D (mam nadzieję, że nie pomyliłam XD)

    OdpowiedzUsuń
  7. A więc, Adziu, kochana <3
    Przeczytałam to wczoraj, ale po prostu nie miałam siły, aby dodać komentarz ;). Dlatego nadrabiam to teraz :3.
    Historia się rozkręca... Christian, który chce przeprosić Carmen? Nie spodziewałam się tego! Mecz koszykówki (uwielbiam ten sport <3 i dziękuję, że umieściłaś go w swoim opowiadaniu) był lekko niedopracowany, ale wiesz, nie martw się! Poczytasz trochę na jakiś temat, obejrzysz kilka filmików na YouTube i masz już o czymś pojęcie, więc - rozwijaj się! (Ja tak mam, jak mam opisywać jakiś taniec w moim opowiadaniu - dwa miliony filmików i wikipedia - czasem wychodzi xD)
    Zastanawia mnie fakt, dlaczego Carmen boi się koni - czyżby stała za tym jakaś głębsza historia? No i jeszcze - co z nią będzie?
    Komentarz nie zbyt dopracowany, przepraszam, ale dobija mnie nadchodząca szkoła xD.
    Pozdrawiam, całuję i weny życzę,
    ` Ro.

    OdpowiedzUsuń
  8. super proszę pisz częściej bo to jest super mogła bym to czytać cały dzień to jest cudowne jestem ciekawa co będzie dale pomiędzy Carmen i Christianem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. czy mogę prosić o tytuły piosenek? :)

    OdpowiedzUsuń